Na progu kampanii prezydenckiej stawiamy pytania, czy ta historia może się powtórzyć, jeden do jednego. Może. Choćby patrząc na opublikowane przez nas sondaże, zrealizowane na naprawdę wielkiej grupie respondentów. Wynikają z nich dwa wnioski: raczej będzie druga tura, a Andrzej Duda może w niej przegrać z Małgorzatą Kidawą-Błońską, a nawet z Władysławem Kosiniakiem--Kamyszem czy Szymonem Hołownią. „Raczej” i „może” to wciąż są słowa bezpieczniki, chroniące przed stawianiem jednoznacznych wniosków, ale też kryje się za nimi coś więcej. Wyczuwany przez wielu komentatorów stan, w którym suma błędów, potknięć i niezręczności obozu władzy staje się na tyle skumulowana, że daje się to wyczuć w nastrojach.
Donald Tusk mówiąc słowa o strażniku żyrandola, rzucił nieświadomie swoiste przekleństwo na prezydenturę
Donald Tusk w 2010 roku w duchu własnej pychy tłumaczył, dlaczego nie chce kandydować w wyborach prezydenckich. Bo nie chciał być „strażnikiem żyrandola”, jak mówił o stanowisku prezydenta. To było ze strony Tuska pyszne, bo strażnikiem żyrandola może być polityk, który nie jest liderem swojej formacji, który jest zakładnikiem własnego obozu. A Tusk był niekwestionowanym liderem, zostając wówczas prezydentem, a miał na to realne szanse, byłby kimś więcej niż politykiem spod żyrandola. Niedawno czytaliśmy badania, którego prezydenta Polacy oceniają najlepiej. Wygrał Aleksander Kwaśniewski, który zdobył prezydenturę będąc liderem swojego obozu politycznego. Tusk mówiąc te słowa, rzucił nieświadomie swoiste przekleństwo na prezydenturę. Tak właśnie oceniana była kadencja Bronisława Komorowskiego, jako strażnika żyrandola. I za chwilę ów żyrandol zacznie bardzo ciążyć Andrzejowi Dudzie, który również był zakładnikiem swojego obozu politycznego.
Andrzej Duda został prezydentem dzięki PiS i trudno oczekiwać, by stał się przeciwnikiem Nowogrodzkiej w Pałacu Prezydenckim
Krzywdząca dla obecnego prezydenta jest ocena, że wyłącznie wykonywał polecenia partyjnej centrali. Jego weto do ustaw sądowych było otwartym wystąpieniem przeciwko własnemu obozowi, co zresztą skutkowało kilkoma wypowiedziami prominentnych polityków PiS, że na niego nie zagłosują. To prezydent zakulisowo, bo zakulisowo, ale doprowadził do ustąpienia Antoniego Macierewicza z rządu. Ale uczciwe będzie również zdanie - Andrzej Duda w zdecydowanej większości decyzji działał w interesie obozu, który go wspiera. W przeciwieństwie do wielu nie sądzę, że można mu czynić z tego zarzut. Został prezydentem dzięki PiS i trudno oczekiwać, żeby stał się przeciwnikiem Nowogrodzkiej w Pałacu Prezydenckim. Ale można mu postawić inne pytanie: jaka była agenda jego prezydentury? Czy mimo tego przekleństwa żyrandola, potrafił wydostać się z jego cienia? Owszem, zjeździł Polskę wzdłuż i wszerz. Nie było chyba w historii III RP polityka, który miałby tak intensywny kontakt z wyborcami. Ewidentnie Andrzej Duda postawił bardziej na to, niźli na prowadzenie aktywnej polityki, jaką zresztą obiecywał w swojej kampanii wyborczej pięć lat temu. Znów używając bezpieczników „może” i „raczej”- może mu to wystarczy do reelekcji, ale raczej nie wygląda korzystnie w ocenie ostatnich pięciu lat. A już na pewno nie przełamuje klątwy żyrandola.
