To był prawdziwy nokaut. Raport MON miażdży Antoniego Macierewicza, chociaż ten, jak to ma w zwyczaju, pozostaje niewzruszony. Macierewicz, jeden z najbardziej kontrowersyjnych aktorów polskiej sceny politycznej, odpiera zarzuty i sam rzuca oskarżenia. Mówi o łamaniu prawa i „oszukaniu społeczeństwa w sprawie zbrodni Putina”. Wie pani, co jest najsmutniejsze, że on sam nigdy w ten zamach nie wierzył. Bezdusznie, cynicznie wykorzystał ludzką tragedię do politycznego budowania siebie i całego PiS-u - mówi nam jeden z polityków szeroko pojętej prawicy.
Resort obrony przedstawił niedawno pracę zespołu, który ocenił funkcjonowanie podkomisji smoleńskiej, „dziecka” Macierewicza. - Wniosek generalny płynący z tego raportu odnosi się do funkcjonowania komisji i zespół negatywnie ocenia działanie podkomisji smoleńskiej we wszystkich badanych aspektach: gospodarności, legalności, celowości oraz rzetelności. We wszystkich celach, które postawiliśmy przed zespołem, wskazano naruszenia - stwierdził wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. - Prawdziwym celem działania podkomisji, po analizie tego raportu, było potwierdzenie tylko jednej hipotezy o wybuchu i odrzucanie wszystkich innych argumentów, które tej hipotezy nie potwierdzały - tłumaczył dalej minister obrony narodowej.
Jak dodał, chodziło o „budowanie podziału społecznego i niszczenie wspólnoty narodowej. Sianie kłamstwa i nieprawdy”. - To Antoni Macierewicz był za to odpowiedzialny od samego początku do samego końca - stwierdził Kosiniak-Kamysz. I wyliczał wszystkie grzechy Macierewicza i członków podkomisji smoleńskiej: podczas jej prac dochodziło do łamania ustawy o ochronie informacji niejawnych. Z premedytacją nie korzystano z doświadczonych ekspertów lub omijano i przeinaczano ekspertyzy, które nie dowodziły głównego założenia o wybuchu. Pracowano nierzetelnie i wybiórczo, manipulowano faktami.
Koszt działania podkomisji smoleńskiej to 34 mln 500 tys. zł. Plus nieodwracalne uszkodzenie samolotu Tu-154 o numerze 102, którego wartość wyceniono na 47 mln zł. Razem to ponad 81 mln zł, które zapłaciliśmy Macierewiczowi i członkom jego komisji z naszych kieszeni.
Były slajdy, były dokumenty - czarno na białym dowód niewiarygodnego wręcz naginania faktów, ale też podejścia podkomisji do swojej pracy, w prywatnej korespondencji jej członków samolot był „konserwą”, brzoza - „powracającym wampirem, którego nie można zatłuc”.
Macierewicz w swoich pracach wykorzystywał badania czy wnioski, które miały pochodzić z NIAR, czyli amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych.
- Powoływanie się na NIAR jest jawnym kłamstwem w raporcie podkomisji - stwierdził Cezary Tomczyk, wiceszef MON.
Tomczyk zaprezentował mejle, z których ma wynikać, że część materiałów była wykorzystywana fragmentarycznie, na potrzeby z góry przyjętych tez. Antoni Macierewicz miał nie opłacać faktur wystawianych przez ekspertów, jeśli ci nie dowodzili, że na pokładzie samolotu doszło do wybuchu. Jeden z ekspertów stwierdził nawet, że czuł się przez Macierewicza korumpowany.
- Zdecydowaliśmy się złożyć 41 zawiadomień do prokuratury, które dotyczą działalności podkomisji Antoniego Macierewicza. 24 z nich dotyczy Antoniego Macierewicza. Dotyczą one: przekroczenia uprawnień w celu osobistej korzyści, przekroczenia uprawnień, niedopełnienia obowiązków, poświadczenia nieprawdy w dokumentach, fałszerstwa, łapownictwa, braku właściwego nadzoru, działania wbrew przepisom ustaw, niewykonania wyroków sądu oraz dopuszczenia osób trzecich do prac komisji, która była chroniona prawem - przekazał Cezary Tomczyk.
Ale to nie koniec rewelacji. Według Tomczyka w 2020 roku Antoni Macierewicz spotkał się z Rosjaninem Aleksandrem Głaskowem i otrzymał od niego materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej. Dopiero po pięciu dniach poinformował o tym Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Były szef MON spotkał się z Rosjaninem w swoim biurze poselskim, a nie w siedzibie podkomisji. Na tę drugą lokalizację spotkania musiałby dostać zgodę od SKW.
W trakcie spotkania Głaskow przekazał Macierewiczowi nośnik USB, zawierający materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej. Te materiały, jak stwierdził Tomczyk, „zostały wstępnie ocenione przez Antoniego Macierewicza jako interesujące, a opisany przez obywatela Federacji Rosyjskiej przebieg zdarzeń z 10 kwietnia miał potwierdzać część dotychczasowych ustaleń podkomisji”. - Dopiero 21 grudnia, czyli pięć dni później, Antoni Macierewicz o tej sprawie poinformował Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, co w praktyce uniemożliwiło Służbie Kontrwywiadu Wojskowego ochronę kontrwywiadowczą. Przeprowadzona wówczas analiza tych materiałów, które były zgromadzone na tym pendrivie, wskazywała na ich bardzo niską wiarygodność - mówił wiceszef MON.
Dodał, że raport SKW trafił na biurko szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, ale wcześniej o sprawie informowany był też jego poprzednik - Mariusz Błaszczak.
W czasie prac zespołu kontakt z Antonim Macierewiczem za pośrednictwem jednego z ekspertów podkomisji nawiązał także obywatel Wielkiej Brytanii, przedstawiający się jako Roman Rostkiewicz. Rostkiewicz zobowiązał się do wykonania zadań na rzecz podkomisji, spotkał się z Macierewiczem, wiedział, nad czym pracuje jego zespół. - Jak wynikało z późniejszych ustaleń Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Antoni Macierewicz nie znał prawdziwych danych osobowych rozmówcy i nie znał też jego motywacji. Pod fałszywym nazwiskiem naprawdę krył się Andrej Bowbelski, obywatel Wielkiej Brytanii. Mówiąc wprost - przez trzy lata Antoni Macierewicz kontaktował się z człowiekiem, którego prawdziwej tożsamości nie znał, dopuszczając go do informacji o działalności podkomisji smoleńskiej i sprawiając, że była możliwość kontaktu tego człowieka z ekspertami zagranicznymi - stwierdził Tomczyk.
„Repatriant ze Wschodu, który osiedlił się w Wielkiej Brytanii - za takiego uchodził wśród członków podkomisji smoleńskiej mężczyzna znany jako Rostkiewicz vel Bowbelski. Nie wiadomo, kim był naprawdę. Podobnie jak Aleksandr Głaskow - poinformowała „Rzeczpospolita”. W artykule przypomniano, że „nieformalne kontakty posła Antoniego Macierewicza, szefa podkomisji smoleńskiej, opisuje raport powołanego przez obecne kierownictwo MON zespołu, który prześwietlił jej działalność”. „Mowa w nim o spotkaniach z dwoma obywatelami Federacji Rosyjskiej, jakie poza wiedzą Służby Kontrwywiadu Wojskowego odbywał Macierewicz. Materiały w sprawie tych relacji trafiły do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego” - pisała „Rzeczpospolita”.
O dziwnych kontaktach Antoniego Macierewicza niektórzy mówili od dawna. Dziennikarz Tomasz Piątek napisał książkę „Macierewicz i jego tajemnice” - to wynik trwającego półtora roku śledztwa. Piątek przedstawił sieć powiązań Macierewicza.
- Są one skomplikowane na pierwszy rzut oka. Przewija się tam wiele nazwisk w różnych konfiguracjach - tłumaczył sam autor. I wyliczał: Władimir Putin, rosyjskie służby wywiadowcze GRU, Robert Luśnia czy grupa Radius. - Tak się składa, że wszystkie te nazwiska prowadzą do Siemiona Mogilewicza, gangstera, finansisty, który jest związany z GRU i blisko z Władimirem Putinem - mówił Tomasz Piątek w „Superstacji”.
W odpowiedzi na tę publikację Macierewicz złożył zawiadomienie do prokuratury, zarzucając Piątkowi przemoc i groźby wobec funkcjonariusza państwowego. Piątek za swoją książkę otrzymał Nagrodę Wolności Prasy.
Ale wracając do raportu przedstawionego przez resort obrony, jak można się było spodziewać, wywołał burze, chociaż wielu jego wnioski niczym nie zaskoczyły. - Macierewicz prezentował swoje kłamstwa z jakąś nieprawdopodobną bezczelnością. Ma to kłamstwo i tę bezwzględność wręcz wypisaną na twarzy - powiedziała w programie „Onet Rano” europosłanka KO Kamila Gasiuk-Pihowicz. - Powiem szczerze, on działał w sposób, jak taki typowy agent wpływu. Sądząc po osobach, jakie miał wokół siebie Macierewicz, czyli np. podejrzanym Rosjaninie... Liczę, że prokuratura te wszystkie wątpliwości wyjaśni. Czy był agentem wpływu, dowiemy się w wyniku postępowania prowadzonego przez prokuraturę - zaznaczyła.
Ton innych komentarzy jest podobny. Cynik, manipulator, wykorzystujący ludzką tragedię do budowania politycznego kapitału.
Włodzimierz Czarzasty, współprzewodniczący Nowej Lewicy, złożył nawet wniosek do prezydenta Andrzeja Dudy o odebranie Macierewiczowi Orderu Orła Białego. Według niego Macierewicz posługiwał się „kłamstwem i szantażował ekspertów”, „stał się niegodny” Orderu.
Andrzej Duda nie zamierza jednak przychylać się do wniosku Czarzastego.
- Nie widzę żadnego powodu do tego - stwierdził w Radiu Zet. - Antoni Macierewicz dostał Order Orła Białego za swoje wielkie zasługi dla naszej wolności, dla odzyskania niepodległości i suwerenności. To wielkie zasługi. (...) Antoni Macierewicz należy do absolutnych bohaterów walki z komunizmem i ostatecznego zwycięstwa nad komunizmem. Za to dostał Order Orła Białego, położył ważne zasługi dla Polski poprzez udział w likwidacji WSI czy stworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej - wyliczał dalej.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości też stoją za Macierewiczem murem. Jan Dziedziczak, poseł PiS, stwierdził na przykład, że Antoni Macierewicz spisał się bardzo dobrze i wykonał kawał dobrej roboty.
Sam Macierewicz w oświadczeniu w Telewizji Republika podnosił, że szef MON i inne osoby popełniły przestępstwo, badając i analizując materiały podkomisji i nie zwracając się w tej sprawie do sądu. Podkreślił, że Prawo lotnicze w art. 134 pkt 1a jednoznacznie stwierdza, że taka analiza może być dokonana „wyłącznie na potrzeby postępowania przygotowawczego, sądowego lub sądowo-administracyjnego za zgodą sądu”.
Zdaniem Macierewicza, zespół przejął i analizował materiały bezprawnie, przedstawiając fałszerstwa, którego celem jest „oszukanie społeczeństwa w sprawie zbrodni Putina”. - Istotą jest ochrona pana Putina. Istotą jest także ochrona polityki pana Donalda Tuska. To jest istotą całego tego przekazu, który dzisiaj ma miejsce. 99 proc. przekazów, które oni formułują, to są po prostu najnormalniej kłamstwa, dezinformacje, próby posługiwania się w sposób manipulacyjny naszymi tekstami, dyskusjami wewnętrznymi i sporami - oświadczył Macierewicz.
Jarosław Kaczyński ma jednak problem. Z tej sytuacji trzeba będzie jakoś wyjść. Raport MON to dokumenty, maile, wyliczenia - tu nie ma słowa przeciwko słowu, tu są fakty. Tymczasem, to prezes Kaczyński skierował Macierewicza na odcinek smoleński i sam wielokrotnie mówił o zamachu.
Tak naprawdę, Antoni Macierewicz wrócił do gry po 24 lutego 2020 roku, po inwazji Rosji na Ukrainę, to wtedy Jarosław Kaczyński doszedł do wniosku, że skoro Putin zaatakował naszych wschodnich sąsiadów, to mógł dokonać zamachu pod Smoleńskiem - w każdym razie to pierwsze uwiarygodnia w społecznym przekazie to drugie. I choć ostatnio mówiło się, że Macierewicz może stracić fotel wiceszefa PiS-u, to jednak na nim został, wciąż był w PiS-ie ważnym politykiem, chociaż nie tak jak jeszcze sześć lat temu.
Jego dymisja i pożegnanie z ministerstwem obrony narodowej było dla wielu szokiem, bo Macierewicz uchodził do tej pory za polityka niezatapialnego. Akcja usuwania Macierewicza z rządu Mateusza Morawieckiego miała ponoć burzliwy i dość nieoczekiwany przebieg. Premier Morawiecki pojawił się w Pałacu Prezydenckim z listą swoich ministrów, bo też w styczniu 2018 roku doszło do rekonstrukcji rządu, na której widniało nazwisko Macierewicza. Miał on dalej kierować Ministerstwem Obrony Narodowej. Prezydent Andrzej Duda listę zaakceptował. Wieczorem Morawiecki spotkał się jednak ze swoimi doradcami. Ci, zgodnie stwierdzili, że nowe otwarcie i nowy rząd skręcający ku centrum z Antonim Macierewiczem w składzie nie będzie dla nikogo wiarygodny. Przekonali premiera do swoich racji.
Sam zainteresowany, czyli Antoni Macierewicz, kiedy zorientował się, że sprawy przyjmują niezbyt pomyślny dla niego przebieg, postanowił jeszcze o siebie zawalczyć. Poszedł do TV Republika i opowiadał o katastrofie smoleńskiej, o tym, że już za chwilę oficjalnie ogłosi jej przyczyny. Paradoksalnie - ten wywiad Macierewicza pogrążył. Morawiecki nie chciał rozpoczynać swojego premierowania i nowego otwarcia od katastrofy smoleńskiej, za której wyjaśnieniem stoi minister jego rządu. Komisja smoleńska mocno się skompromitowała, jej rewelacje nikogo, no, może poza małą grupką twardego elektoratu PiS-u, nie przekonywały. Raport komisji smoleńskiej mógł być totalną porażką i stało się jasne, że lepiej, jeśli będzie go firmował polityk PiS, a nie minister obrony narodowej. Te argumenty Mateusza Morawieckiego miały przekonać prezesa Kaczyńskiego. Andrzej Duda też, najdelikatniej mówiąc, nie dogadywał się z Macierewiczem. Więc ewentualna wymiana szefa MON była mu na rękę.
Ale Jarosław Kaczyński, przystając na propozycję Morawieckiego, miał też swoje powody. Macierewicz od pewnego czasu grał na siebie, wyszedł przed szereg, wydawał się nie przejmować tym, co o jego poczynaniach myślą inni. Prezes Kaczyński wcale nie ukrywał, że nie podoba mu się zachowanie Bartłomieja Misiewicza, bliskiego współpracownika ówczesnego szefa MON, sugerował pewne decyzje Antoniemu Macierewiczowi, ale ten zupełnie nie wziął sobie tych sugestii do serca. „Prezes nie będzie kruszył kopi o młodego Misiewicza, ale na pewno zapamięta to Macierewiczowi” - mówili nam wtedy politycy Prawa i Sprawiedliwości, dopytywani o dziwny spokój prezesa w sytuacji, kiedy Misiewicz ewidentnie szkodzi wizerunkowi partii. Macierewicz, o czym już wspomnieliśmy, nie szukał też porozumienia z Andrzejem Dudą, co więcej trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet prezydenta prowokował. Ten konflikt także nie służył Zjednoczonej Prawicy, co ważne - szkodził polskiej armii.
- Destrukcyjny charakter Macierewicza było widać już wcześniej. On zawsze rozbijał kolektywy, czy rządy, chociażby rząd Jana Olszewskiego, u którego był ministrem. Prezes Kaczyński doskonale o tym wiedział, rozważył wszystkie „za” i „przeciw” i wyszło mu, że Macierewicz w rządzie, to więcej złego niż dobrego - mówił mi wtedy prof. Kazimierz Kik, politolog. Potwierdzali to politycy Prawa i Sprawiedliwości. Nie było chemii ani między Macierewiczem i prezydentem, ani między Macierewiczem i premierem. Kaczyński musiał coś z tym zrobić.
Macierewicz nie miał też najlepszych notowań za granicą, w każdym razie zachodnie media donosiły i o jego słynnym wystąpieniu w Sejmie, w czasie którego zdradził, że Francuzi sprzedali Rosjanom swoje mistrale za dolara i o jego rewelacjach związanych z katastrofą smoleńską. A co do katastrofy smoleńskiej, nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że ta, paradoksalnie, także osłabiła Macierewicza - przynajmniej wtedy.
Prezes Kaczyński musiał się jednak liczyć także ze stratami. Antoni Macierewicz to jeden z nielicznych polityków w otoczeniu prezesa Kaczyńskiego, który ma realny potencjał polityczny. Ten potencjał to spore grono fanów, skupionych zwłaszcza wokół Radia Maryja.
Rzeczywiście, część elektoratu Prawa i Sprawiedliwości była mocno niezadowolona z decyzji prezesa o dymisji ich ulubieńca. „Na Dudę już nie zagłosuję. Dla mnie sprawa odwołania ministra Antoniego Macierewicza jest oczywista. Prezydent Andrzej Duda dopiął swego, wyszantażował tą dymisję, a ja obiecałem, że w takiej sytuacji na niego nie zagłosuję. I tej obietnicy dotrzymam” (pisownia oryginalna) - napisał na Facebooku Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej”, redaktor naczelny telewizji Republika. Wtórowała mu wicenaczelna gazety, która stwierdziła, że prezydent Duda „stanął tam, gdzie stało ZOMO”.
Ale też Antoni Macierewicz dla wielu wyborców PiS-u jest bohaterem z piękną opozycyjną kartą. On sam miał do tej pory trzy wielkie polityczne wejścia i zawsze próbował ugrać na nich jak najwięcej dla siebie.
Pierwsze: 4 czerwca 1992 roku, kiedy jako szef MSW sporządził dwie listy agentów SB. Na pierwszej widniały 64 nazwiska członków rządu i parlamentarzystów, na drugiej nazwisko Lecha Wałęsy i Wiesława Chrzanowskiego, ówczesnego marszałka Sejmu. Drugie: w 2006 roku, kiedy Jarosław Kaczyński powierzył mu likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych. Wreszcie trzecie: kiedy dostał zadanie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Ale „Terminator”, jak nazywają go niektórzy, funkcjonuje na scenie politycznej od ponad ćwierć wieku.
Wychowywała go matka. Ojciec Zdzisław, żołnierz Armii Krajowej i chemik na Uniwersytecie Warszawskim, zmarł, kiedy jego syn miał zaledwie rok. Okoliczności śmierci Zdzisława Macierewicza nie są do końca jasne: jedna wersja mówi, że został zamordowany przez esbeków, druga, że po ich wizycie popełnił samobójstwo.
Macierewicz od zawsze otoczony był młodymi ludźmi. Został instruktorem harcerskim i przez kilka lat był drużynowym 1. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, „Czarnej Jedynki” przy warszawskim Liceum im. Tadeusza Reytana. Współorganizował także Gromadę Włóczęgów: krąg starszo-harcerski, jedno z forów swobodnej wymiany myśli. Już wtedy znany był z wodzowskich zapędów i wielkich aspiracji. Charyzmatyczna osobowość, lider narzucający swoje wizje, pomysły, ale też konfliktowy, ambitny, idący na czołowe zderzenia.
Nie potrafił się dogadać z Adamem Michnikiem i Jackiem Kuroniem w Komitecie Obrony Robotników, do którego wszedł po stłumieniu protestów robotniczych w czerwcu 1976 roku. Wtedy też zaczął szefować korowskiemu pismu „Głos”. Po KOR był ZChN, z którego został wyrzucony po tym, jak na słynnej liście agentów umieścił Wiesława Chrzanowskiego (sąd lustracyjny oczyścił go z zarzutów współpracy z organami bezpieczeństwa), po ZChN przyszedł czas na Akcję Polską, Ruch Odbudowy Polski, Ruch Katolicko-Narodowy, ale w żadnym z tych ugrupowań Macierewicz nigdy nie zagrzał zbyt długo miejsca. Głównie dlatego że wszędzie szukał spisków i agentów, nawet wśród swoich przyjaciół spoza polityki.
W 2001 roku Antoni Macierewicz przykleił się do Ligi Polskich Rodzin.
- Tworzyliśmy dopiero LPR ze zlepku różnych formacji, to był bardzo skomplikowany proces. Podczas naszej kampanii Antoni Macierewicz był bardzo użyteczny, także potem, na samym początku naszego wejścia do parlamentu. Dobrze znał Sejm, uczył jego funkcjonowania polityków LPR - opowiadał mi kiedyś Roman Giertych, dzisiaj polityk Koalicji Obywatelskiej. I dodał, że Macierewicz jest wyznawcą megaspiskowej teorii dziejów, bo ta spiskowa może mieć czasami pewien stopień prawdopodobieństwa.
Wszędzie szukał ukrytych kamer, podsłuchów i powiązań z peerelowskimi służbami, jest przy tym niestrudzony w swojej rewolucyjnej walce.
Po odejściu z LPR był samotnym, białym żaglem, niewahającym się krytykować PiS, ale niezbyt aktywnym czy widocznym. Zdobył jednak zaufanie ojca Rydzyka, co stało się znaczącym atutem na scenie politycznej, bo LPR poszedł już w niełaskę, a PiS wciąż jeszcze walczył o względy ojca dyrektora. W wyborach 2007 i 2011 roku Antoni Macierewicz startował z listy PiS w Piotrkowie Trybunalskim. W lutym 2012 wstąpił do PiS, rok później został wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Kaczyński wyciąga Macierewicza zawsze, kiedy potrzebny jest prawdziwy wojownik, ktoś, kto nie będzie zważał na komentarze i ataki. Twardy, bezkompromisowy gracz. Macierewicz idealnie nadawał się do głoszenia tezy o zamachu i próby jej udowodnienia.
W kwietniu 2022 roku jego podkomisja przedstawiła raport, który Macierewicz uznał za „ostateczny”. Pod Smoleńskiem miało dojść do zamachu. Tyle tylko że chyba nikt, poza twardym elektoratem PiS, nie przyjął go poważnie.
Antoni Macierewicz mógł jednak spokojnie stwierdzić, że skończył swoją pracę. Udowodnił to, co trzeba było udowodnić. Teraz został z tego zadania rozliczony.
