Mowa oczywiście o spocie PiS, który powstał jako reakcją na słowa Lisa. Autorytet PO stwierdził, że Kaczyński i Morawiecki powinni wylądować w „komorze”. W odpowiedzi partia Kaczyńskiego zrobiła spot, w którym pokazała wypowiedź Lisa na tle obrazów z Auschwitz, zadając pytanie, czy naprawdę, po czymś takim, ktoś chce ruszyć na „marsz 4 czerwca”. Na reakcję „wolnych mediów” nie trzeba było długo czekać. Natychmiast dostaliśmy niesamowity jazgot o „przekroczeniu ostatecznych granic”, o „przyzwoitości” i oczywiście o wykorzystywaniu ofiar Zagłady.
Pupilek PO
Pierwsze, co się nasuwa, to słynne słowa z Zemsty: „znaj proporcjum, mocium Panie”. Niezależnie od tego, co sądzimy o spocie Prawa i Sprawiedliwości, tam nikt nikogo nie wysyła do komory gazowej. Nikt nie życzy przeciwnikom politycznym śmierci, sugerując, że praktyki stosowane podczas Holokaustu są tym, co powinno ich spotkać. Tymczasem to właśnie zrobił Tomasz Lis.
Owszem, po jakimś czasie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że, kolokwialnie rzecz ujmując, przesadził, zaczął się rakiem wycofywać. W jaki sposób? Przerzucając oczywiście winę na tych, którzy się oburzyli jego hejtem. To oni się okazali „chorymi ludźmi”, którym się to „niewłaściwie kojarzy”.
Ta linia obrony jest zupełnie kuriozalna. Po pierwsze, w polskim języku i w polskiej historii określenie komora jest jednoznaczne i na pewno nikt w mowie potocznej nie odnosi go do cel więziennych. Po drugie, sama biografia Lisa, lista jego „dokonań”, świadomość, że jest to człowiek, który nie cofnie przed żadnym świństwem, typ gotowy do najgorszego, w pełni świadomego, intencjonalnego hejtu, każe uznać, że to nasuwające się skojarzenie jest właściwe. Taki, kolokwialnie rzecz ujmując, styl tego osobnika.
Przypomnijmy zresztą, że Tomasz Lis jest człowiekiem, który nie cofnie się nawet przed powtarzaniem największych absurdów rodem prosto z Russia Today (jak o planowanym rozbiorze Ukrainy przez Polskę i Rosję), nie przeszkadzało mu też, że wspierał propagandę Putina w momencie, w którym rosyjscy żołdacy dokonywali zbrodni np. w Buczy. W tym kontekście słowa o „komorze” dla Kaczyńskiego stają się wręcz naturalną kontynuacją podłości tego dziennikarskiego autorytetu PO.
Pamiętajmy też, w kontekście tej afery, że, niestety, Lis to nie jest „nikt”. Owszem, stracił on swoje stanowisko redaktora naczelnego Newsweeka, niemniej nadal zachował bardzo mocne wpływy w środowisku tzw. „wolnych mediów” funkcyjnych względem Platformy. Wciąż jest pupilkiem najróżniejszych polityków Platformy Obywatelskiej, spotyka się z nimi, w końcu, ma on nadal naprawdę duże zasięgi w internecie, szczególnie w mediach społecznościowych.
Nazizm Panie, wszędzie nazizm
Czy Lisowi spadł chociaż włos z głowy za wysyłanie do gazu swoich przeciwników politycznych? Czy spotkała go za to realna krytyka? Wolne żarty. Sprawa błyskawicznie ucichła. Teraz wyobraźmy sobie, że takie słowa, wobec np. Tuska, wypowiedział jakikolwiek znany polityk Prawa i Sprawiedliwości, bądź kojarzony z prawicą dziennikarz. Histeria trwałaby miesiącami.
Eksponowano by te słowa na każdym możliwym kroku. Odniosłyby się do nich, możemy być tego pewni, nie tylko odpowiednie instytucje w Polsce, ale także w Unii Europejskiej, zalałaby nas wręcz fala egzaltowanych odezw o tym, że demokracja, po raz 45645, upadła. Tymczasem w wypadku swojego medialnego pupilka siedzą cicho, wysyłając w ten sposób jasny komunikat swojemu własnemu środowisku, że właściwie tak „wolno”.
O dziwo jednak, nawet nie to jest najgorsze w hipokryzji polityków PO i ich propagandowych mediów. Czytając oburzonych publicystów GW czy Newsweeka, obserwując załamującego ręce Węglarczyka czy rozpaczających nad „przekroczeniem ostatecznych granic przez PiS” gwiazdeczek TVN-u, nasuwa się jedno pytanie - czemu mają ludzi za takich idiotów?
Przecież to oni, przez całe lata, nie cofali się przed najbardziej groteskowymi i histerycznymi porównaniami. To oni doprowadzili polską debatę publiczną do najwyższego poziomu histerii, określając praktycznie każde, niepasujące ich mocodawcom z PO, działanie PiS-u jako faszystowskie, budujące autorytarny reżim. To oni, mniej więcej co miesiąc, oświadczali, że oto widzimy, jak płonie Reichstag, a nazistowskie bojów wprowadzają w Polsce nazizm.
To w KOD-zie na każdym kroku spotykamy porównania Kaczyńskiego do Hitlera. To, zaledwie kilka tygodni temu, Olejnik w rozmowie z Holland, w najbardziej parszywy z możliwych sposobów instrumentalizowała pomordowanych w getcie Żydów, usiłując stworzyć paralelę między tym, co się działo wtedy, w 1943, a dzisiejszą sytuacją na granicy białorusko-polskiej. To Holland regularnie w swoich wypowiedziach sugerowała, że PiS to nowy rodzaj nazizmu, że ich polityka zmierza do Holokaustu (zresztą to dość typowy wątek histerii i psychozy środowisk związanych z GW).
To politycy i dziennikarze PO określali polskie służby mundurowe, broniące nas przed hybrydowym atakiem Putina i Łukaszenki, mianem SS-manów. W końcu, to gwiazda TOK FM, Maślak, mówił, że podręcznik Roszkowskiego kojarzy mu się z broszurkami dla Hitlerjugend, zaś, po skazaniu tej stacji przez KRRiT za te skandaliczne słowa, właściwie całość tzw. „wolnych mediów” (czyli propagandowych tub Platformy Obywatelskiej) ruszyła się bronić tego typu porównań.
Morda w kubeł
Wyobraźmy sobie, ponownie, że ktoś z prawicy użyłby takich słów jak Lis. To przecież właśnie te pseudo wolne media jako pierwsze zawyłyby, że oto ostateczny dowód na to, że dzisiejsze rządy w Polsce to po prostu powtórka hitleryzmu, może nawet gorsza. W tym tkwi główna hipokryzja tych, którzy dzisiaj tak atakują Prawo i Sprawiedliwość za spot wykorzystujący wypowiedź Lisa.
Sami, gdyby tylko mieli taką okazję, zrobiliby z tego bez porównania większą aferę, używając jeszcze ostrzejszych sformułowań. Dodajmy jeszcze do tego, dla dopełnienia obrazu, że w pierwszym rzędzie oburzonych są dziś ci sami, którzy gotowi są bronić najbardziej nawet kuriozalnych tez Engelking czy Grabowskiego, wspierający, jak tylko potrafią, niemiecką politykę historyczną. To oni, z uderzającym wręcz fanatyzmem rozpowszechniają narrację, w której to Polacy stają się odpowiedzialni za Zagładę Żydów.
Niemcy w tym dyskursie właściwie nie istnieją, bądź stają się abstrakcyjnymi „nazistami”, od których naród niemiecki - jak to ujął kanclerz Scholz - został uwolniony pod koniec wojny. Tu znów warto przypomnieć, przytaczaną już w tym tekście, kuriozalną rozmowę Olejnik i Holland, podczas której, gdy mowa była o ludobójstwie Żydów w Warszawskim Getcie, ani razu nie padło określenie „Niemcy” za to najróżniejsze formy oskarżania Polaków okazywały się najistotniejszymi z wątków.
Jak to nazwać, jeśli nie instrumentalizacją Holocaustu, cynicznym pluciem na groby ofiar, w celu osiągania własnych korzyści politycznych? W tym konkretnym przypadku, poprzez zaspokajanie potrzeb odpowiednio ważnych zagranicznych patronów, z Berlinem na czele. To ci ludzie robili, nie od wczoraj, ale konsekwentnie, latami, wszystko, by wypłukać samo określenie Zagłada z jakiejkolwiek treści. By z koszmaru milionów pomordowanych Żydów zrobić groteskowy bejsbol, którym okładają, właściwie za wszystko, swoich przeciwników politycznych.
Zagłada, jej ofiary, ta niebywała hekatomba Żydów, została przez nich skrajnie ośmieszona i strywializowana. Interesowała ich tylko o tyle, o ile mogli na niej cokolwiek ugrać. Dlatego, widząc ich dzisiejsze oburzenie na spot PiS, ciężko nie patrzeć na to, jak na karnawał najgorszej hipokryzji i obrzydliwości. Po raz kolejny widać, że słowa i wartości nie mają dla nich żadnego znaczenia, nie ma bezczelności, przed którą by się cofnęli.
Są jak, proszę wybaczyć dosadność określenia, ale oddaje ono idealnie sytuację, burdelmama z podrzędnego domu uciech, która zaczęła rozdawać certyfikaty cnotliwości. Powtórzę, jestem w stanie zrozumieć najostrzejsze nawet reakcje i komentarze do spotu PiS, nie zabraniam jego krytyki. Tyle że, w tej sprawie, jeśli chodzi o środowisko „wolnych mediów” razem ze swoimi mocodawcami z PO, jak to mawiają na podwórku, „morda w kubeł”.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
rs
