Miało przecież być tak „pięknie”. Warszawa powinna była spłonąć, stać się areną starć między bandami agresywnych troglodytów i policją. Telewizje i gazety miały dostać materiału na kilka tygodni, ba, miesięcy, za pomocą którego mogłyby pokazywać, jak wygląda życie w tej potwornej, PiSowskiej Polsce, zwłaszcza tego dnia, gdy po ulicach grasują faszystowskie bojówki, szerząc terror.
Nazistowskie rogaliki
Nic takiego się nie stało. Nie było nawet żadnej dużej zadymy. Stop, przepraszam, prawie wprowadziłem szanownych czytelników w błąd. Zadyma jednak była, policja musiała interweniować i zatrzymać kilka agresywnych, awanturujących się osób. Tyle, że okazali się oni członkami kontrdemonstracji. Poza tym Marsz Niepodległości przeszedł spokojnie.
Okazało się, że w ten „najstraszniejszy dzień w roku”, jak lubiły to przedstawiać lewicowe i „liberalne” partie opozycyjne oraz ich media, nie stało się nic. Doszło nawet do tego, że, nie znajdując innych możliwości krytyki Marszu Niepodległości, dziennikarka portalu Onet, uczestnicząca w tym wydarzeniu, znalazła dwa przerażające momenty nienawiści. Okazało się, że kupowano flagi, oraz w sposób „fanatyczny” jedzono rogaliki i pizzę.
Jako że wielu czytelników może nie uwierzyć w to co piszę, pozwolę sobie zacytować wspomnianą „relację” - „ Mijam dwie starsze kobiety z biało-czerwonymi wiankami na głowach, zajadające pizzę. Widzę kolejkę po rogale z białym makiem. A ktoś mijający mnie komentuje to, co dzieje się praktycznie obok. — To czysty fanatyzm.”
Te kuriozalne wypociny nie znaczą oczywiście, że nie można Marszu Niepodległości, jak zresztą każdej innej demonstracji, krytykować. Zwłaszcza, że wielokrotnie na taką krytykę zasłużył. Po pierwsze, przez lata był on organizowany przez grupy polityczne związane z Ruchem Narodowym, w tym te o skrajnych poglądach, jak chociażby ONR. Nic dziwnego, że wywoływało to masę kontrowersji. Podobnie rzecz się ma z zaproszonymi przez wspomniane środowiska gośćmi. Bywało, że w wspomnianym Marszu uczestniczyły grupy, wobec których to zdeprecjonowane i nadużywane do absurdu określenie „faszystowskie” było adekwatne.
Co gorsza, wielu z nich wyrażało jednocześnie skrajnie proputinowskie poglądy. W końcu, przez wiele lat dochodziło na nim też do aktów przemocy, starć z policją bądź kontrmanifestacjami, bójek z udziałem kibiców. Znów, nic dziwnego, że przemarsz przez stolicę, w takiej właśnie formule, wywoływał sprzeciw tylu ludzi.
Spokojni „faszyści”
Jedno jest pewne, Marsz Niepodległości nigdy nie był „niewiniątkiem”, manifestacją, do której nie można było zasadnie się „przyczepić”. Problemem nie był jednak nigdy sam fakt krytyki tej demonstracji, tylko sposób. Mieszano słuszne zarzuty z kompletnie absurdalnymi. Czytając GW czy oglądając TVN, można było odnieść wrażenie, że ulicami Warszawy przechodzą setki tysięcy neonazistów, ba, że właściwie właśnie trwa tam pogrom Żydów.
Marsz Niepodległości miał być dla elektoratu Platformy ostatecznym dowodem na to, że Polska jest podzielona na tych światłych, dobrych, postępowych i europejskich zwolenników Platformy oraz przerażającą hordę bezmyślnych troglodytów, którym nie wolno pozwolić dojść do władzy, inaczej dojdzie do prawdziwej apokalipsy. Nic więc dziwnego, że czasem PO, w sposób ewidentny, sama doprowadzała do sytuacji kryzysowych na tej manifestacji, jak słynna sprawa podpalonej budki pod ambasadą rosyjską, sprawcy okazali się być bowiem podstawieni, co na nagraniach potwierdził sam Sienkiewicz z PO.
Co gorsza, opisane powyżej ewidentne kłamstwa były eksportowane na Zachód, w konkretnym celu. Marsz Niepodległości był tylko pretekstem, żeby, przed 2015, całość Polaków pokazywać jako niebezpieczną, agresywną tłuszczę, kulturowo niższą od Zachodniej Europy, z wciąż drzemiącymi demonami, które zaraz mogą się obudzić, zaś po zwycięstwie PiSu stał się jednym z najważniejszych argumentów za tym, że w Polsce panuje faszyzm.
Przy okazji narracja o samym Marszu zaczęła przekraczać wszelkie granice absurdu. Przykładowo w jednej z zachodnich gazet (oczywiście powołując się na polskie media) opisano sytuację, w której młoda osoba żydowskiego pochodzenia musiała się 11 listopada ukrywać w swojej łazience, ze strachu przed krwiożerczymi Polakami. Wspomniana narracja o Marszu, nie dość, że wyjątkowo paskudna, opierająca się na kłamstwie, stworzona po to, żeby dzielić Polaków bądź szkalować Polskę na arenie międzynarodowej, była dodatkowo groteskowa z jednej przyczyny.
Nawet w swoich najgorszych momentach, Marsz Niepodległości był, jak na standardy zachodnie, wyjątkowo spokojną manifestacją. Chociażby dlatego, że nikt na niej nie zginął przez te lata, rzecz wcale nie taka rzadka, jeśli spojrzeć na demonstracje we Francji czy Niemczech.
To jaki marsz wybrać?
Wracając do tegorocznego Marszu, to udowodnił on bardzo wyraźnie jedno. Więcej agresji i chamstwa można znaleźć na manifestacjach Komitetu Obrony Demokracji niż na tej strasznej demonstracji. Wystarczy spojrzeć, jak zachowują się postacie takie jak „Babcia Kasia”, Arkadiusz Szczurek i setki im podobnych bohaterów Platformy Obywatelskiej.
Jakie hasła wznoszą, w jak ostrą retorykę wchodzą, w której życzenia śmierci bądź wyrażanie radości z faktu, że ktoś zginął, są zupełnym standardem, który już dawno nie robi na nikim wrażenie. Tak samo jak przemoc, jakiej używają wobec tych, którzy się z nimi nie zgadzają, oraz to, jak prowokują policję. Skalę, proszę wybaczyć dosadność określenia, ale idealnie pasuje, zbydlęcenia, z którym można się spotkać, pokazała ostatnia hucpa zorganizowana pod domem Jarosława Kaczyńskiego, gdzie protestujący przebrali się za duchy oraz brzozy, uznając tragiczną śmierć 96 osób za idealny pretekst do kpin i prowokacji.
Proszę sobie zresztą wyobrazić, że w Warszawie, 11 listopada, zamiast 100 tysięcznego marszu, w którym większość to zwyczajni Polacy, chcący świętować swoją Niepodległość, mamy do czynienia z równie liczną manifestacją, w której uczestniczą same Mazguły, Babcie Kasie, Jachiry i tym podobne „osobistości”. Wtedy faktycznie Wyborcza czy TVN miałyby swój wymarzony przemarsz „przemocy i nienawiści”. Można wręcz uznać, obserwując „dynamikę” protestów KODu i reszty, że ten słynny, archetypiczny wręcz „agresywny, pijany i prymitywny kibol” nie bierze już udziału w demonstracjach 11 listopada, tylko chodzi pod dom Kaczyńskiego, razem z fanami totalnej opozycji. Zwolennicy Marszu Niepodległości regularnie chcą pokazać swoją inicjatywę w pozytywnych świetle, publikują zdjęcia uśmiechniętych par, zadowolonych rodzin czy dobrze bawiących się dzieci.
Abstrahując od dyskusji na temat tego, czy w ogóle właściwym jest przyprowadzanie dzieci na demonstracje polityczne, jedno jest pewne. Okazało się, że na tym „strasznym”, „faszystowskim”, „agresywnym” i „brunatnym” przemarszu, wspomniane dzieci miały nieporównywalnie mniejszą szansę spotkać się z realnym chamstwem, przemocą i skrajnym fanatyzmem niż na losowej demonstracji zwolenników totalnej opozycji, takich jak KOD czy Obywatele RP.
Zmiany w prawie o sprzedaży alkoholu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?