Pomijam to, co się działo w mediach społecznościowych na profilach antyukraińskiej szurii, na którą coraz mniej osób (dzięki Bogu), zwraca uwagę. Dużo groźniejsze jest sianie paniki przez tych, których wpisy i artykuły docierają do szerokiego audytorium i rezonują w kolejnych publikatorach.
Bank absurdów rozbił Roman Giertych, który na profilu twitterowym zawiesił tekst z tygodnika „Polityka”, w którym przytoczono jego tezę, że „PiS szykuje prowokację, by wprowadzić stan wojenny i odsunąć pod tym pretekstem przyszłoroczne wybory parlamentarne”.
Wpis Giertycha zasługuje na zlekceważenie, natomiast żądania, by władze natychmiast poinformowały, co się stało pod Hrubieszowem - już nie. Pojawiły się one w czasie, gdy już przedstawiciele rządu i kancelarii prezydenta podali komunikat, że informacja zostanie upubliczniona po tym, jak służby przekażą swoje ustalenia. Moim zdaniem były one obliczone na to, by wzbudzić panikę i wprowadzić jak najwięcej dezinformacji: nie wiemy, co się stało, co się aktualnie dzieje, władza coś ukrywa. Dziennikarze, którzy wspierają opozycję, stali się nagle ekspertami od wojskowości i rozpoczęli dywagacje nad tym, że coś zawiodło. Szybko wskazali też „winowajcę”, czyli obronę przeciwlotniczą NATO. Eksperci - m.in. gen. Roman Polko nazwał te stwierdzenia wpisywaniem się w propagandę Kremla i nie sposób się z tym nie zgodzić. Tym bardziej że ci sami, którzy teraz mówią i piszą o złej kondycji polskiej armii, wcześniej krytykowali produkcje i zakupy zbrojeniowe. Wystarczy przypomnieć słynne artykuły Onetu na temat karabinków Grot, które miały być tak złe, że zagrażały żołnierzom. Tymczasem ta broń doskonale sprawdziła się na Ukrainie w walce z rosyjskim najeźdźcą, o czym mówili ukraińscy żołnierze.
Wracając do wspomnianej obrony przeciwlotniczej - jednym z ekspertów, który w związku z tragedią w Przewodowie skrytykował rząd, za to, że Polska nie włączyła się w niemiecką inicjatywę budowy wspólnej obrony przeciwlotniczej, był Andrzej Derlatka, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, pracownik peerelowskiego wywiadu, a później pracownik m.in. Agencji Wywiadu w czasach rządów SLD-PSL. Oczywiście w krytycznych komentarzach nie wspomniano o tym, że Niemcy dopiero planują system obrony powietrznej, a Polska już go buduje. Jak na ironię o obronę przeciwlotniczą dzień po tragedii w Przewodowie zaapelował Donald Tusk, który stwierdził, że „to tragiczne zdarzenie jeszcze raz uświadomiło nam, jak ważna jest obrona nieba nad Polską. Polska ma dziś prawo i obowiązek domagać się od naszych sojuszników jak największego wsparcia”. Być może lider Platformy Obywatelskiej zapomniał, że w 2008 przyczynił się do tego, że w naszym kraju nie powstała tarcza antyrakietowa - gdyż - jak wówczas mówił - jej instalacja zwiększa ryzyko dla strony polskiej. Zresztą Donald Tusk w poglądzie, że nie należy drażnić rosyjskiego niedźwiedzia, nie jest odosobniony - wystarczy przypomnieć wypowiedź eksperta Szymona Hołowni gen. Mirosława Różańskiego, który uważał, że stała baza USA w Polsce spotęguje zagrożenie. Czas pokazał, że myślenie o resecie z Rosją i ustępstwa wobec Kremla były koszmarnym błędem, a dowodem na to jest wojna tocząca się przy naszej granicy, która bezpośrednio zagraża naszemu bezpieczeństwu.
