Wielu zastanawia się, czy, jak tak dalej pójdzie, wkrótce niedoszły przywódca całej opozycji nie zacznie rzucać na wiecach przedmiotami. Wśród wielu prób wyjaśnienia owego fenomenu pojawiło się również wspomnienie z wizyty Tuska w telewizji TVN24, już po powrocie z Brukseli. Wówczas przypadkiem została nagrana jego wypowiedź, w której wyznał, że dla niego myśl o aktywnym powrocie do polskiej polityki to największy w życiu koszmar. Najwyraźniej więc Donald Tusk został siłą odwołany z brukselskiej placówki do Polski, żeby tu zrobić porządek i jest tak owym zesłaniem rozgoryczony, że zaczyna nie wytrzymywać presji.
Gdybym Donald Tusk wiedział, że rządzenie jest tak niefajne…
Na dowód można przypomnieć, jak jeszcze w dawnych latach, kiedy miał on dopiero przed sobą smak europejskich salonów i przeżywał dzisiejszy kryzys po raz pierwszy, w wypowiedzi podczas któregoś ze służbowych spotkań stwierdził zupełnie szczerze, że gdyby wiedział, iż rządzenie jest tak niefajne, to by się do niego nie pchał. Skarżył się jednocześnie, że teraz z tych wszystkich stresów wyłysieje i spadnie mu w sondażach.
Myśmy to oczywiście podejrzewali od zawsze, ale dziś wiemy na pewno, że Donald Tusk to człowiek, dla którego celem pierwszego rzędu jest władza bez jakichkolwiek zobowiązań i bez zbędnego wysiłku. Jemu zawsze chodziło tylko o to, by być kimś bardzo, bardzo ważnym, mieć pod sobą jak najwięcej ludzi, których będzie mógł bez ograniczeń terroryzować i upokarzać, no a od góry otaczać się tymi, którzy będą mu dostarczali wszelkich możliwych rozrywek. Tak właśnie myślę, no a skoro tak, to sądzę też, że wszystko to, czym on nas dziś raz po raz zaskakuje, to również wynik jego podłego charakteru.
„Przecież wiecie, że taki jestem”
I w tym momencie przypomina mi się ktoś, na kogo miałem nieszczęście w swoim życiu trafić i o kim nigdy nie uda mi się zapomnieć. Od razu muszę przyznać, że jest to ktoś, kogo nie lubię w sposób wręcz fizyczny. Nie lubi go też moja żona i moje dzieci. Nie lubią go też inni moi znajomi, z którymi miałem okazję na jego temat rozmawiać. Właściwie wszyscy ludzie, których znam, a którzy mieli okazję go poznać, zwyczajnie go nie lubią i to nie lubią go bardzo.
Ta sytuacja jest właściwie kuriozalna, ponieważ człowiek, o którym opowiadam ma wszelkie przymioty, kwalifikujące do grona osób sympatycznych, dobrych i ciepłych. Jest wykształcony i na swój sposób inteligentny, otwarty, o szerokich zainteresowaniach, potrafi być bardzo refleksyjny i współczujący… no i – co dla niektórych może być ważne – jest bardzo pobożny i zorientowany rodzinnie. Wspólnie z żoną i dziećmi uczestniczy we wszystkich możliwych rekolekcjach, grupach modlitewnych i dniach skupienia, podczas których wszyscy mówią do siebie: „kocham cię” i „z Bogiem”, a później wracają odnowieni i pełni nowych sił.
Pozostaje jednak coś, co ja określam jako charakter, ale możliwe, że są też na to inne nazwy. Otóż charakter tego mojego znajomego – a przez jakiś czas i kolegi – sprawiał, że kiedy na przykład był głodny, wpadał w nastrój, w którym gotów był ludziom, spotkanym na swojej drodze, zrobić najgorszą krzywdę. To właśnie ten jego charakter kazał mu od czasu do czasu wpadać w nastrój tak mocno determinowany przez chęć zemsty, że gotów był uczynić każde zło z najbardziej zimną satysfakcją. Podejrzewam jednak też, że to właśnie jego charakter z jednej strony nieustannie przepraszał wszystkich za swoje („przecież wiecie, że taki jestem”) zachowanie, a z drugiej był nieustannie dumny z tego, że właśnie taki jest.
„On jest po prostu okrutny”
Przypomina mi się ów mój kolega sprzed lat od czasu do czasu, ale zwłaszcza wtedy, gdy albo oglądam w telewizji Donalda Tuska i słucham, jak mówi, albo – i to może jeszcze częściej – kiedy słyszę, jak niektórzy starają się wytłumaczyć pewne jego zachowania, robiące wrażenie zagadki. Przypomniał mi się on też jakiś już czas temu, kiedy Donald Tusk właśnie, z taką bardzo charakterystyczną dla siebie refleksją w głosie, przyznał, że on w kontaktach ze współpracownikami bywa trudny. Wszyscy, którzy to słyszeli, a znają człowieka, o którym wspomniałem wyżej, zgodnie potwierdzą, że to jest właśnie ten typ. Jego dokładna kopia. Człowiek, który patrzy drugiemu człowiekowi prosto w oczy i mówi: - Przyznaję. Macie ze mną ciężko. Ale wiecie, kochani, jak sam bardzo z tego powodu cierpię.
Przez te wszystkie lata, kiedy Donald Tusk był jeszcze premierem i podobnie jak dziś musieliśmy go oglądać i słuchać niemal codziennie, z każdym kolejnym dniem znajdowałem kolejne potwierdzenie tego, że w nim nie ma już nic, czego bym nie znał i nie odczuwał niemal fizycznie. Szef rządu znikał z pracy i po chwili okazywało się, że jest na wypoczynku na nartach. W świetle kamer brutalnie poniżał Pawła Grasia, by już chwilę potem zwracać się do ludzi tym swoim ciepłym i pełnym zadumy „kochani”.
A potem znów znikał i okazywało się, że musiał pójść pograć piłkę, bo inaczej by z przepracowania zwariował... I w pewnym momencie wiadomo było, że Donald Tusk nie ma już nikogo, tylko byłych przyjaciół, aktualnych współpracowników, żonę, dzieci, wnuki i pewnie już sam nie bardzo wiedział, kim oni wszyscy dla niego są. Bo istniała tylko władza i nieustanny wypoczynek od stresu, który go zabijał.
Pamiętam jak kiedyś śp. Zyta Gilowska, zapytana w telewizji o swój stosunek do Donalda Tuska, uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziała, że jest on po prostu okrutny. I powtórzyła to słowo z takim dziwnym zamyśleniem. Wtedy też doskonale poczułem, że wiem, o co jej chodzi. Właśnie tak – pełen wdzięku i wewnętrznej dobroci, o ciepłym głosie i szczerym spojrzeniu, okrutny, mściwy, pamiętliwy człowiek, który jeśli nie dostanie tego, czego chce, to oszaleje z nerwów, jeśli kogoś nie skrzywdzi.
Każdy, byle nie Donald Tusk
Po co to wszystko piszę? Z dwóch powodów. Otóż przede wszystkim uważam, że za jego szczególną postawą stoi wyłącznie jego paskudny charakter i że ja doskonale wiem, co to za charakter. Druga kwestia jest taka, że ja już kiedyś zastanawiałem się, jak to się dzieje, że to całe towarzystwo, które Tuska otacza i z nim pracuje, nie walnie tym wszystkim i nie powie mu, żeby przestał ich swoją obecnością zatruwać. Myślę sobie, że tam musi z jednej strony panować owa niezręczna – a w sumie bardzo przecież typowa – bezradność wobec kogoś, kto jest cały wypełniony jednocześnie miłością i agresją, a z drugiej cała sieć nieznanych jeszcze nam interesów, które zwyczajnie wszystkim wiążą ręce.
Jednak pomyślałem sobie też o czymś jeszcze. Bardzo dobrze, że on jednak nie zostanie jeszcze raz premierem. Niech nim już będzie ktokolwiek, byle nie on. Nawet jeśli uznamy, że Polska za swoje grzechy zasłużyła na wiele, to z całą pewnością nie na kogoś takiego, jak Donald Tusk. I niech będzie, że ten tekst jest właśnie po to, by powiedzieć to jasno i wyraźnie. Każdy, ale nie on.
Margaret Thatcher: Te wyzwania napawały mnie doprawdy szczerą radością
A już na koniec pozwolę sobie wspomnieć Margaret Thatcher i jej słowa komentujące pierwsze chwile po tym, jak wygrała wybory i stanęła przed najcięższym wyzwaniem w życiu. Kiedy stanęła przed zadaniem wyciągnięcia Wielkiej Brytanii z kryzysu, trwającego od II wojny światowej.
„W obliczu tak dramatycznej sytuacji, na którą złożył się wspomniany już długotrwały upadek gospodarczy, wyniszczające skutki socjalizmu i rosnące niebezpieczeństwo ze strony Sowietów – z pewnością każdy nowy premier mógł żywić pewne obawy.
Także i ja, tamtego pamiętnego wieczora, gdy jechaliśmy do domu przy Flood Street, powinnam była odczuwać większy lęk wobec przejęcia takiej spuścizny.[...] Lecz wtedy, przewrotnie niemal, wszystkie te wyzwania napawały mnie doprawdy szczerą radością.[...]
Muszę tu też przyznać, że istniało jednak coś jeszcze – coś niezwykle osobistego – co również dawało mi radość i siłę. Chatham kiedyś świetnie zauważył: ‘Wiem, że mogę ocalić ten kraj i że nikt inny tego nie potrafi’. Byłoby zarozumialstwem z mojej strony, gdybym porównywała się do Chathama, lecz nie byłabym do końca szczera, nie przyznając, że w głębi duszy żywiłam podobne przekonania”.
rs
