Piotr Zaremba: "Kampania samorządowa to wielki triumf Morawieckiego"

Piotr Zaremba
Bartlomiej Ryzy/ Polskapresse
Dzieją się rzeczy, które trzy lata temu uznalibyśmy za niemożliwe. Prof. Antoni Dudek z pewną przesadą ogłosił, że jeśli Platforma Obywatelska przegra prezydenturę Warszawy, to „zatonie”. Z przesadą, bo PO chyba zachowa dzięki strukturom i budżetowym pieniądzom pakiet kontrolny po opozycyjnej stronie. Ale może on coraz mniej znaczyć. Mamy tam dziś głównie chaos, a pojawianie się takich efemeryd jak niejasna oferta Roberta Biedronia to wrażenie pogłębia. Wybory samorządowe od lat były trochę ciągiem dalszym i równocześnie zapowiedzią wyborów sejmowych, czasem również prezydenckich. Chyba jednak nigdy tak otwarcie jak teraz.

Można się zastanawiać, czy sztab wyborczy PiS z europosłem Tomaszem Porębą będzie miał wiele nowych pomysłów. Podobno pierwsze skrzypce gra tam politolog Waldemar Paruch z Lublina, który sam nie umiał wygrać wyborów europejskich. Reprezentujący tam premiera PR-owcy Anna Plakwicz i Piotr Matczuk też nie wykazali się do tej pory większymi osiągnięciami na polu politycznego PR. Ma to jednak o tyle mniejsze znaczenie, że postawiono na receptę najprostszą: wożenie po Polsce premiera i chwalenie się sukcesami prawicy: nie tymi z samorządów, gdzie ma ona do teraz mało do powiedzenia, a tymi ze szczebla rządu i parlamentu. 500 plus czy względne socjalne bezpieczeństwo Polaków to dziś bezpieczna polityczna waluta.

Podobno Jarosław Kaczyński chciał początkowo mocniejszego uderzenia w obecne samorządy, na ogół zdominowane przez liberałów z opozycji i łatwe do piętnowania jako ostoja układów, skoro takie postaci jak Paweł Adamowicz w Gdańsku czy Jacek Majchrowski w Krakowie rządzą od 20 lat i kończą piątą kadencję. Wygrała propozycja premiera, aby przede wszystkim się chwalić i powtarzać, że przygarnie się wszystkich do piersi.

PiS nie próbuje nawet znaleźć wspólnego mianownika dla swojego samorządowego programu - choćby w takim stopniu jak przed czterema laty, kiedy jego kandydaci obiecali wspólnie na krajowej konwencji, że nie będą zamykać szkół, co było przedmiotem sporów lokalnych. Gdzieś w domyśle jest sugestia, że ma być bardziej społecznie, że warunków rozwoju miasta czy gminy nie mogą dyktować deweloperzy. Ale to już zostawiono regionalnym programom i poszczególnym kandydatom.

Oczywiście ten centralny charakter kampanii nie został wybrany przez sam tylko PiS. Pierwsza akcja billboardowa PO pod tytułem „PiS wziął miliony” też dotyczy całego kraju i władz centralnych. A jeśli za wyznacznik wziąć kampanię Rafała Trzaskowskiego w Warszawie, on najchętniej mówił o zamiarze delegalizacji ONR i o tym, że Bruksela zabierze „niepraworządnej” Polsce pieniądze. Robił to tak natrętnie, że chyba dodatkowo oddał pola Patrykowi Jakiemu.

Pojedynek twarzy

Dla prawicy stawką najważniejszą jest przechwycenie sejmików wojewódzkich. Ma na to szanse w sześciu do ośmiu województw na 16 - i jest to dużo, zważywszy na to, że w tej chwili PiS rządził tylko w jednym, podkarpackim. To zaś władza nad ogromnymi pieniędzmi, także unijnymi. Ale najbardziej spektakularne są starcia twarzy, czyli pojedynki w dużych miastach, gdzie PiS nigdy nie czuł się zbyt pewnie, bo przeważały tam emocje liberalne lub lewicowe (w sensie kulturowym). Szanse Jakiego w odwróconej tyłem od prawicy Warszawie, czy traktowanie takich kandydatek jak Małgorzata Wassermann w Krakowie czy Mirosława Różecka-Stachowiak we Wrocławiu jako równorzędnych konkurentek rządzących tam od lat samorządowych oligarchii, pokazuje, że coś tu się zmieniło. To coś może nie wystarczyć. Ale popycha w stronę prawicy wyborców w całych województwach. A na prowincji PO zdecydowanie osłabła.

Jeszcze przed wakacjami pisałem, że sukcesy PiS w wyborach samorządowych mogą zmienić po trosze naturę polskiej polityki, bo przesunąć relacje w samym PiS. Czy jeśli zostanie zdobytych kilka prezydentur miast, ci nowi włodarze nie staną się ważnymi partnerami także władz partii? Czy nie będzie to dotyczyć też w jakimś stopniu marszałków województw z pisowskiego nadania. Czy wreszcie nie pojawi się większa pokusa różnicowania politycznego przekazu w poszczególnych regionach?

Tadeusz Zysk już to próbuje robić w tradycyjne antypisowskim Poznaniu, choć akurat tam prezydentowi Jackowi Jaśkowiakowi zagraża nowy, bardziej konserwatywny, ale niezwiązany z obozem rządowym radny Jarosław Pucek. Znamienne są pod tym względem łamańce Patryka Jakiego w kwestii in vitro czy parad równości - skoro Paryż, czyli stolica, ma być wart mszy. Wizja pewnej ideowej odrębności powiedzmy PiS wielkopolskiego, albo wręcz tego wielkomiejskiego, jest póki co hipotezą, ale kto wie.

Kampanię próbuje się równocześnie prowadzić przy użyciu premierowskich podróży, ale też twarzy takich ludzi jak Patryk Jaki czy Małgorzata Wasserman prezentowanych według klasycznych PR-owskich recept na tle rodzin i ocieplanych na potęgę, nawet jeśli do tej pory zasłynęli głównie jako urzędowi pogromcy afer. To dlatego po konwencji w ostatnią niedzielę posypały się analizy na temat „nowego PiS”.

Nowy PiS na horyzoncie?

Istotnie sprzyjają temu rozmaite okoliczności. Wprawdzie już rozpoczęte wojny wciąż się toczą, z mało estetyczną przebudową Sądu Najwyższego na czele. Ale też wiadomo, że Rada Koalicji Zjednoczonej Prawicy postanowiła unikać przed wyborami sejmowymi nowych projektów o ideologicznym bądź rewolucyjnym zabarwieniu. Ostatnim wrażeniem przed zasadniczą kampanią parlamentarną będą więc popisy rodzinnego ciepła czołowych kandydatów samorządowych. Owszem wiązanych zarazem z walką przeciw wciąż groźnemu układowi (skądinąd i w Warszawie, i w Krakowie on realnie istnieje). Ale premier zalecił, aby mówić o tym oględnie, więc…

Ta kampania to zarazem wielki triumf Mateusza Morawieckiego. Już po konwencji Jarosław Kaczyński zalecił posłom i senatorom PiS (a właściwie Zjednoczonej Prawicy), aby we wszystkim słuchali szefa rządu. Symbioza lidera i szefa rządu nigdy nie była tak idealna. Możliwe nawet, że spór o taktykę po części wyreżyserowano, żeby pokazać, jak wiele do powiedzenia ma Morawiecki. Gdyby tak było, można konkludować, że Kaczyński wyciąga wnioski.

Czy jednak mamy do czynienia z naprawdę „nowym PiS”? Najświeższa wieść o zamiarze powołania Antoniego Macierewicza na prezesa Najwyższej Izby Kontroli pokazuje, że spójnej linii tu nie ma. Że w wielu wypadkach decydują odruchy. Samego lidera, którego były szef MON męczył prośbami o jakiś przydział. Albo i premiera, który choć w teorii wyznaje zasadę „tisze jedziesz, dalsze budiesz”, lubi też uprawiać słowną publicystykę. Ostatnio zresztą nawet zwykle bardziej umiarkowany prezydent Duda dosypuje do ideologicznego pieca.

Oczywiście może poza przypadkiem ewentualnego politycznego zmartwychwstania Macierewicza te scysje są mało groźne. PiS już odkrył, że na razie wojenki ideologiczne czy historyczne mobilizują jego twardy elektorat, ale nie odpychają spokojnych, niezaangażowanych wyborców. Choć zawsze pozostaje podejrzenie, że bez nich poparcie byłoby jeszcze szersze. Ale wszystko jawi się trochę jak podtrzymywanie rytuału, do którego wszyscy się przyzwyczaili. Nawet kiedy pojawiają się sytuacje naprawdę skrajne, jak spoliczkowanie przez pisowską urzędniczkę manifestantki na warszawskim placu Piłsudskiego i - co może jeszcze gorsze - wsparcie policzkującej przez propisowską „Gazetę Polską Codziennie”.

Przekraczanie granic

Polacy nie wydają się specjalnie poruszeni ani losem pacyfikowanych sądów, ani logiką kolejnych starć rządu z Brukselą. Wizja mobilizowania ich wokół obrony praw Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej do dyktowania nam, co mamy robić, jest fantasmagorią. Nieprzypadkowo wspomniany już prof. Dudek radzi opozycji, aby więcej zajmowała się tematami społecznymi. PiS chwali się dziś programem 500 plus, ale ewidentnie nie dźwignął obietnicy naprawy służby zdrowia. Kolejki u lekarzy jak były, tak są. A pociągi spóźniają się nawet częściej niż w czasach skądinąd fatalnych, gdy chodzi o stosunek do infrastruktury rządów PO-PSL.

Wobec tego znieczulenia Polaków PiS skądinąd przekracza kolejne granice, także w kampanii samorządowej. Zawsze było jasne, że rządowych pieniędzy można używać jako środka nacisku na samorządy krnąbrne. Tak postępował rząd Tuska choćby wobec prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Ale robiono to nie na masową skalę, bo PO i tak była w samorządach silna. I przede wszystkim robiono to bez głośnych zapowiedzi. Teraz sugestie, że rząd będzie bardziej hojny wobec miast rządzonych przez prawicę, padły nie tylko z ust poszczególnych kandydatów (Jaki), ale i samego premiera.

To jeszcze jeden dysonans - tak mocny, że przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński mówi o „politycznej korupcji”. Ale nie da się tego przełożyć na żadne łamane przepisy, a ludzie i do tego szybko się przyzwyczają. Politycy PiS zresztą od razu zasłaniają się jakąś dawną wypowiedzią Ewy Kopacz, która podobno używała argumentu przychylności ekipy Tuska w rządzonym przez prawicę Radomiu. No i zawsze mogą powiedzieć, że to tylko odpowiedź na groźby polityków PO, w tym zwłaszcza Trzaskowskiego, zakręcenia kurka z pieniędzmi unijnymi. Nie ma chyba skądinąd szkody, jakiej nie wyrządziłby ten zdawałoby się inteligentny polityk swojej własnej partii.

Oczywiście można sobie wyobrazić sytuację, kiedy mit nowego, łagodniejszego PiS pójdzie jednak w kąt. Może się tak stać, jeśli na tle wyborów samorządowych wybuchną na większą skalę spory o ich czystość. Przy czym stroną oskarżającą może być zarówno opozycja, jak i niezadowolona ze stanu rzeczy w jakimś województwie czy mieście obecna władza.

Wtedy wróci, także w wymiarze praktycznym, problem niezależności sądów. A jeśli oskarżać będzie opozycja, pojawi się też zapewne pokusa skarżenia się instytucjom europejskim. Ale czy i tego Polacy szybko nie przyswoją jako niemiłego incydentu ledwie zakłócającego im życie? Nie wiem. To wielki sukces PiS, i zarazem wielki paradoks, że swoją rewolucyjność szybko umiał wtłoczyć wielu Polakom do głów jako normalność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

K
Klari
Jak się czujecie?
Ktoś odpowie: A, daj spokój! Inny: Lepiej nie pytaj.
Kto interesuje się polityką pewnie i odpowie: Szlag mnie trafia jak słucham Kaczyńskiego, czy Morawieckiego, albo Schetyny. Narzekanie jest wpisane w naszą codzienność.
Pozostając przy polityce, często jest tak, że narzekają ci, którzy nie korzystają z prawa wyborczego. To właśnie uczciwi, dobrzy obywatele wybierają niedobry rząd, bo nie korzystają z prawa głosu, po prostu nie idą na wybory. Nie idą, bo nie mają na kogo głosować – „gadka do Władka” – egzamin z WOS-u na „jedynkę”.
Narzekanie na niedobry rząd, który rozdaje publiczne pieniądze nielicznym, a zadłuża wszystkich Polaków nic dziś nie zmieni. Dziś nie, ale jutro może!
Bo „każdy kto ma czas na narzekanie, ma też czas aby coś z tym zrobić.” Miłego dnia!
A
Administrator
To jest wątek dotyczący artykułu Piotr Zaremba: "Kampania samorządowa to wielki triumf Morawieckiego"
s
solidarna hańba i zdrada
Suwerenowi nie chce się iść na wybory, nie chce się startować na jakiekolwiek stanowiska, nie chce się zaprotestować i wymusić inne zasady wyborów. Tak jak teraz to przez lata wolnej bandyckiej RP raz jeden raz drugi gang dzieli się łupami, te same mordy na karuzeli posadek. Już nawet nie udają że coś robią dla kraju bo poco skoro i tak będą rządzić. Samorządy, tak chwalone przez prezydenta jako odrodzone wolne cudo to w istocie w większości kliki dbające o własny interes, bo jak nie teraz to może już za kilka lat się nie uda. Rozdają bandytom pod ich interesy majątek jaki w ciężkim trudzie i niemal w czynie społecznym wypracowało peerelowskie pokolenie a dostało w podzięce kupę kamieni, bandyckie państwo i zabór emerytur bo kilku warchołom nie podobały się legalne instytucje w jakich pracowali ludzie różnych zawodów w PRL. Pracują na emeryturki, posadki jakie za sprywatyzowanie kraju dostaną od wdzięcznych bandziorów, sorki, od znamienitych bogatych Polaków którzy ciężką swoją pracą tworzą wyższą klasę miliarderów ku chwale swoich księstw. Mimo bandyckich przemian i grabieży majątku narodu za który bandziory pozakładały stacje telewizyjne, radiowe, banki, przedsiębiorstwa budowlane, farmaceutyczne, kosmetyczne, mięsne, przetwórcze, browary ,bawią się w deweloperkę itp. Nikt nie poniósł kary ( czapa za zdradę) z tych co im oddał majątek jaki podzielony transformacją własnościową miał trafić do kieszeni suwerena, czego też suwerenowi nie chciało się wyegzekwować i uszczęśliwiło go po wywaleniu z pracy przez solidarnych obrońców robotników na bruk wystawanie na ulicy z łóżkami polowymi i szczękami handlując towarem sprowadzanym przez solidarnych przemytników. A jak widać do dziś w pudle nie wylądowali bandyci którym umożliwiono grabież kraju. Opowiada się o odzyskanych milionach oddanych dzieciom (???????!!!!!!!). Za jakie zasługi ? I jakie miliony ? Tych kilka od płotek ? Nawet nie mówi się o jakiejkolwiek konfiskacie majątków ! Rozśmieszają kary. Gość z Fozu ile to lat dostał ? A inny za podobne przywłaszczone miliardy przesiedział 2 czy 3 miesiące. I tak dalej. Gangsterów z górnej majątkowej półki nawet się nie tyka, wręcz przeciwnie, rai się im nowe interesy, bo nasze kluczyki muszą bogactwem dorównać zachodnim inaczej kapitalizm w Polsce nie będzie prawdziwym kapitalizmem z wysokimi standardami. Suweren haruje za 500+ i to mu wystarczy. Jako prawdziwy polski patriota oddał swój majątek bandytom, okupantom, kolaborantom, kapusiom i robi zakupy w niemieckich sieciówkach, jeździ niemieckimi samochodami... i tak dalej i temu podobne. Solidarni szeryfowie zaś jak nie w rządzie to w brukselskim kołchozie, w sejmie, samorządzie czy na prezesowskiej posadce. Bo za lata komunistycznej krzywdy należą sie miliony. Za lata sabotaży, strajków, destabilizacji kraju, nawet zdrady i wywrotowej działalności ... nagroda się należy bo komunizm to zaraza.
Wróć na i.pl Portal i.pl