Piła wyzionęła ducha w spektakularny sposób. Poszedł z niej dym i zaczęły lecieć iskry. Musiało się rozlecieć sprzęgło, bo równocześnie łańcuch stracił moment. I nie chodzi o moment w znaczeniu chwili, tylko moment siły. Czyli piła wyła, iskry leciały, a łańcuch stawał przy minimalnym nawet oporze. A wszystko wydarzyło się w najmniej odpowiednim momencie, gdyż parę godzin po tym, gdy zapłaciłem Lasom Państwowym za 4,45 metra sześciennego drewna, pochodzącego z lasów o prawidłowej gospodarce leśnej, zgodnej z międzynarodowymi standardami FSC (cokolwiek by to miało znaczyć).
Rząd ma swoje plusy
Drewno leży w lesie, pocięte na metrowe kawałki. Muszę je wrzucić na samochód. Niestety te o większej średnicy są za ciężkie. Gdyby piła działała, pociąłbym je na klocki. A tak, mam problem, Tesco nie ma, nie ma więc kogo zapytać, czy ktokolwiek te piły serwisuje. Z drugiej strony ta moja zamortyzowała się już kilka razy. Jak nie przymierzając Herculesy w służbie naszego lotnictwa. Jeden z tych, którymi kiedyś leciałem, był moim rówieśnikiem. Drugi był chyba rok młodszy. W sumie szkoda, że się ludziom nie da wymienić awioniki, przeprowadzić gruntownego remontu, by byli jak nowi. Znane z dowcipów świebodzińskie Tesco od ponad roku zieje pustką. W środku działa apteka. I punkt dorabiania kluczy, którego właściciel wziął ode mnie worek pieniędzy za przygotowany w trymiga kluczyk od samochodu. – Wszystko wina ZUS-u i polityki rządu – tłumaczył. Rząd ma swoje plusy, jest na kogo zwalić. Swoją drogą, chyba bym zwariował siedząc sam, całymi dniami patrząc na pustą nieoświetloną halę supermarketu.
Żeby zapłacić za drewno musiałem wstać o świcie. A nawet przed świtem. Leśniczy sprzedaje drzewo używając przypominającego palmtopa, połączonego z informatycznym systemem, urządzenia. Na sesje ma wyznaczone konkretne godziny. Godziny bardzo – z mojego punktu widzenia – niechrześcijańskie. Pożytek taki, że czekając na swoją kolej, mogłem oglądać płomienne zorze, zupełnie jak te, które budzą zbiorowy podmiot liryczny „Malczików” Kazika Staszewskiego. Drewno leży w lesie. Ja czekam na zamówioną piłę. Tym razem nie nową, tanią chińską, tylko używaną, drogą, wyprodukowaną w czasach, gdy niemiecki potentat nie miał jeszcze fabryki w Qingdao. Czekać będę pewnie do przyszłego roku. Cóż, zaczekam. Cierpliwie. Cierpliwość ma sens. Zwłaszcza w sprawach, na które mamy ograniczony wpływ.
Polityka jak brydż: Trzeba ugrać jak najwięcej z kartami, które się dostaje
Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego w imię obietnicy przyśpieszenia pozyskania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, pieniędzy, które się nam należą jak psu kość, chce się wystrzelić w kosmos polski system prawny. W imię obietnicy, bo niekoniecznie pieniędzy, a nie byłaby to pierwsza w tej sprawie złamana obietnica. Nie mogę zrozumieć skąd ten pośpiech. Jak mawiał nieodżałowany profesor Marek Eminowicz: pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Mawiał to przy brydżu. Ale akurat polityka to bardziej brydż niż szachy. W szachach gracze zaczynają z równego poziomu, w brydżu chodzi o to, żeby najwięcej ugrać z kartami, jakie się dostaje. W nadchodzącym Nowym Roku życzę nam wszystkim cierpliwości.
Ted
