Prezydenta najłatwiej porównać do skoczka - choć może bardziej do skoczka na sterydach. Do skoczka mającego pozycję niemal równą hetmanowi, choć bez tej charakterystycznej nieograniczonej możliwości ruchu. Bo prezydent może dużo, ale wszechmocny nie jest. I ta jego moc bierze się przede wszystkim z jego niekonwencjonalnego usytuowania politycznego. Jego pozycja jest pozornie dość bierna. Ale z drugiej strony ma możliwość pojawić się właściwie w każdym miejscu politycznej rozgrywki. Tak jak skoczek kilkoma ruchami może się znaleźć w każdym miejscu szachownicy, tak prezydent ma możliwość szybkiego przeniesienia się na dowolne pole życia publicznego. Tyle że wpływ prezydenta na grę jest większy niż skoczka. Główna różnica.
Kluczowe pytanie brzmi: w jaki sposób prezydent wykorzystuje swoje możliwości? On może dużo, ale nie może wszystkiego. Od lokatora Pałacu Prezydenckiego w dużej mierze zależy, jak te możliwości wykorzysta. Oczywiście, byłyby one dużo większe, gdyby stała za nim realna siła polityczna - ale w naszym kraju wykształcił się model prezydentury, w którym tej funkcji nie sprawują najważniejsi politycy mający silne wsparcie w rządzie i parlamencie. To dlatego prezydent nie jest królem polskiej szachownicy - i dlatego musi wykorzystywać spryt skoczka do realizowania swoich celów.
W takiej sytuacji liczy się priorytetyzacja tych celów. Na kilku obszarach skupiał się Bronisław Komorowski (wojsko, media publiczne, demografia), ale w sumie w żadnym z nich wiele nie osiągnął. Węziej do tego podszedł Andrzej Duda. On skupił się w pierwszej kolejności na relacjach transatlantyckich - i tu odniósł sukces. Zbudował świetny kontakt z Donaldem Trumpem, dobrze porozumiewał się z Joe Bidenem. Teraz gdy do Białego Domu wraca Trump, Duda jest w pozycji uprzywilejowanej. Jego przewaga.
I to będzie rzutowało na jego następcę. Dziś polski prezydent jest postrzegany w dużej mierze jako specjalista od kontaktów z Ameryką. Kandydaci do wygrania wyborów prezydenckich będą oceniani przez ten pryzmat - chyba że zdołają wiarygodnie przekonać Polaków, że są w stanie stworzyć inny model prezydentury. Jeśli jednak im się to nie uda, to stosunek do Donalda Trumpa może się okazać jednym z ważniejszych kryteriów wyboru dla Polaków. Nie najważniejszym, ale znajdującym się wysoko w rankingu priorytetów. Uczestnicy kampanii prezydenckiej muszą to brać pod uwagę.
