Spis treści
Najpierw 10 czerwca resort obrony ogłosił, że do 1 lipca wszyscy „ochotnicy” mają podpisać kontrakty z wojskiem. De facto oznaczałoby to przejęcie pod bezpośrednie dowództwo generałów choćby tysięcy wagnerowców. Nic dziwnego, że Prigożyn odpowiedział 15 czerwca, iż „żaden z bojowników Grupy Wagnera nie jest gotowy, aby ponownie zejść na ścieżkę hańby. Dlatego nie podpiszą kontraktów”. Następnie, 17 czerwca, wysłał do ministerstwa swój własny projekt „kontraktu”, który Grupa Wagnera mogłaby ewentualnie z armią podpisać.
Trzy dni później Prigożyn oświadczył, że oczekuje odpowiedzi w tej sprawie. Nieznana jest treść propozycji szefa wagnerowców, ale z pewnością jest nieakceptowalna dla Szojgu. Mimo wszystko, teraz Prigożyn może mówić, że nie jest przeciwny z zasady kontraktowi z armią, ale musi to być na „uczciwych zasadach”. W pewnym sensie jest to nie tylko kontra szefa najemników, ale też zaproszenie do swego rodzaju negocjacji. Zwłaszcza, że nie do końca wiadomo, co by się stało, gdyby do 1 lipca wagnerowcy kontraktów nie podpisali.
Pierwsze kontrakty
Ale druga strona nie próżnuje. Ministerstwo obrony donosi, że są już pierwsze oddziały „ochotników”, które podpisały kontrakty. Najważniejszy z nich to „umowa określająca regulacje prawne i działania jednostek ochotniczych Achmat w strefie specjalnej operacji wojskowej, a także rozszerzenie na ochotników i członków ich rodzin ochrony socjalnej i środków wsparcia ustanowionych przez państwo”.
- Mam nadzieję, że w przyszłości, patrząc na nasze pierwsze doświadczenia, inne jednostki ochotnicze również podpiszą takie umowy - powiedział gen. Aleksiej Kim, zastępca szefa rosyjskiego sztabu generalnego. Warto pamiętać, że na Ukrainie, obok kadyrowców i wagnerowców, walczą też spółki najemnicze finansowane przez sam resort obrony, Gazprom oraz spółkę związaną z oligarchą Giennadijem Timczenką.
Prigożyn wbija szpile
Prigożyn podkreśla, że Grupa Wagnera „jest całkowicie podporządkowana interesom Rosji i głównodowodzącemu”. Oczywiście nie chodzi o głównodowodzącego operacją na Ukrainie, gen. Walerija Gierasimowa, ale o formalnego głównodowodzącego siłami zbrojnymi Federacji Rosyjskiej, prezydenta Władimira Putina. Prigożyn pozycjonuje się jako ktoś niezależny pod względem zwierzchnictwa od dowództwa wojskowego. Ale też podsyca różnice w samym wojsku. Nie bez przyczyny przygarnął kilku generałów odsuniętych od funkcji dowódczych.
Na froncie, podkreśla oligarcha, Grupa Wagnera uzgadnia wszystkie swoje działania i wykonuje zadania przydzielone przez generała armii Siergieja Surowikina. A ponieważ Surowikin jest „inteligentnym, kompetentnym i doświadczonym dowódcą wojskowym, zadania, które Grupa Wagnera opracowała wspólnie z Surowikinem i wykonała w jego imieniu, wykazały wysoki poziom skuteczności i sukcesu”.
Kompromis?
Nie da się wykluczyć, że takim kompromisem byłaby dyslokacja wagnerowców z frontu ukraińskiego do przygranicznych obwodów Rosji, które zmagają się z lokalnymi atakami ochotniczych formacji Rosjan wrogich Putinowi, a walczących po stronie Kijowa. Jewgienij Prigożyn jeszcze w listopadzie 2022 roku deklarował chęć budowy „linii Wagnera” wzdłuż granicy rosyjsko-ukraińskiej. Rajdy ochotników z 22 maja i 1 czerwca pokazały, że Moskwa ma poważny problem z zabezpieczeniem granicy w obwodzie biełgorodzkim. Obrony tego odcinka chciałby się podjąć Prigożyn. Nie jest też tajemnicą, że kryje się w tym interes biznesowy. Oligarcha jest zainteresowany udziałami w paru dużych firmach w tym regionie. Już wcześniej zresztą proponował ich właścicielom, że Grupa Wagnera może przeszkolić ich ochronę.
Po Bachmucie wagnerowcy przestali być potrzebni Szojgu na froncie. I to jest główny powód, dla którego armia postanowiła wreszcie zrobić porządek z najemnikami i ich szefem, którzy od miesięcy prowadzą publiczną wojnę z wojskiem i to w czasie wojny z Ukrainą.
Co zrobi Putin?
Szef Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn, w środę ponownie oskarżył rosyjskie ministerstwo obrony o okłamywanie obywateli na temat postępów wojny na Ukrainie. Według Prigożyna, ministerstwo obrony nie poinformowało obywateli, że Ukrainie udało się zdobyć dużą liczbę wiosek, głównie z powodu braku broni i amunicji, między innymi. "Duże obszary zostały przekazane wrogowi, a wszystko to jest ukrywane przed ludźmi. Pewnego dnia Rosja obudzi się i odkryje, że Krym również został przekazany Ukrainie" - powiedział Prigożyn w wiadomości głosowej przekazanej przez przedstawicieli.
Na nieco ponad tydzień przed upływem terminu ultimatum Szojgu szef Grupy Wagnera – jak widać – broni nie składa. Przeciwnie, jeszcze mocniej atakuje i podnosi stawkę. Być może w ten sposób wzmacnia swoją pozycję przetargową. Pytanie, czy jednak w końcu nie przelicytuje – w oczach Władimira Putina przede wszystkim?

lena