Czy któraś z 21 Tez Samorządnej Rzeczpospolitej przyjętych 4 czerwca 2019 r. w Gdańsku budzi pańskie wątpliwości, czy wręcz z którąś się pan nie zgadza?
- Akceptuję całość dokumentu, spore wątpliwości mam natomiast wobec Tezy 8, czyli decentralizacji służby zdrowia. Myślę, że system ochrony zdrowia został w Polsce doprowadzony do tak złego stanu jak dzisiejszy, co jest nie tylko winą rządu Zjednoczonej Prawicy, ale także jego poprzedników, że nie zniesie radykalnych zabiegów reformatorskich, będąc w tak żałosnej kondycji jak obecna. Tezy są programem kompleksowym obliczonym na wiele lat. Ogromna część postulatów w nim zawartych dałaby się zrealizować w szybkim tempie, gdyby tylko była wola polityczna, ale kilka potrzebuje czasu. Kwestia służby zdrowia wymaga namysłu, docelowo należałoby ją zdecentralizować, ale najpierw wymaga działań ratunkowych.
Co jeszcze?
- Mniejsze wątpliwości, ale jednak mam w kwestii policji municypalnej. Myślę, że rozdział kompetencji pomiędzy policją państwową a postulowanymi miejskimi służbami policyjnymi trzeba by przeprowadzić w sposób szczególnie ostrożny i przemyślany. W pełni zgadzam się z pomysłem odpolitycznienia regionalnych ośrodków telewizyjnych, ale biorąc pod uwagę różnice polityczne pomiędzy poszczególnymi częściami Polski, trudno mi wyobrazić sobie informacje przygotowane na przykład w Gdańsku i na przykład w Rzeszowie, w jednym wydaniu centralnych Wiadomości TVP. Wspólnej stacji telewizyjnej nie dałoby się zrobić z sumy poszczególnych ośrodków. Ale idea jest słuszna i trzeba nad nią pracować.
Co można zrobić z telewizją publiczną?
- W stowarzyszeniu Inkubator Umowy Społecznej, które współzakładałem, powstał mój autorski program reformy mediów publicznych. W zakresie telewizji lokalnych rozwiązaniem mogłoby być powołanie złożonej z fachowców Rady Mediów Publicznych, która przyznawałaby ośrodkom regionalnym finansowanie na zasadzie kilkuletnich grantów na działalność. W ten sposób ośrodki uzyskałyby na wiele lat pewną niezależność i wobec samorządów, i wobec rządu centralnego. Ale sama idea decentralizacji mediów elektronicznych bardzo do mnie przemawia.
Zaczynał pan jako historyk dziejów najnowszych, potem stał się pan jednym z najbardziej szanowanych politologów w Polsce. Czy teraz staje się pan politykiem?
- O nie! Absolutnie nie mam zamiaru stawać się czynnym politykiem. Nie mam żadnych aspiracji politycznych, natomiast mam - parapolityczne. Jestem przekonany, że stoją przed Polską ogromne wyzwania związane z problemami przyszłości. Nieuchronne starzenie się społeczeństwa, alarmujący stan środowiska naturalnego, wyczerpywanie się surowców to problemy, którym nie da się stawić czoła w centralistycznym systemie rządzenia krajem. Przykładem jest choćby integracja imigrantów ze społecznościami lokalnymi, która nie ma obecnie właściwie żadnego wsparcia rządowego. Dużo mówiono o tym w Gdańsku podczas spotkania marszałków wojewódzkich. W Warszawie pozwalają sobie nie zauważać faktu, że na przykład w Kluczborku jeszcze kilka lat temu było powiedzmy czterdziestu uczniów pochodzenia ukraińskiego. Obecnie młodych Ukraińców jest w kluczborskich szkołach ponad dwustu! Właśnie takie kwestie musimy odpolitycznić i rozwiązywać na szczeblu lokalnym. Zignorowane nie znikną przecież.
Jak się z tym przebić do polityków, zwłaszcza w Warszawie?
- Inkubator Umowy Społecznej pomyślany jest jako instytucja usługowa. Opracowujemy programy działania w konkretnych sprawach, których rozwiązywania politycy się albo nie podejmują, albo wdrażają działania, które jeszcze pogarszają realną sytuację, ale zgadzają się z partyjną ideologią. Kryzys nadciąga, trzeba mieć rozwiązania. My nad nimi pracujemy.
Z tego typu misją i konkretną działalnością automatycznie sytuujecie się w obrębie opozycji.
- Z kręgów samorządowych dochodzi głos, że przyszedł czas na trzeci etap reformy samorządowej w Polsce. To nas usytuowało politycznie, mianowicie po stronie zwolenników decentralizacji kraju. Dotychczas w polityce dominował podział na prawicę i lewicę, który jest nadal aktualny, lecz traci na znaczeniu. Teraz główną linią podziału jest ta biegnąca prostopadle linia pomiędzy centralistami i decen-tralizatorami. Po stronie centralizmu na lewicy są polityczni spadkobiercy PRL, na prawicy obrońcy narodu przed wrogim, złym światem. SLD było partią centralistyczną, choć Zjednoczona Prawica postkomunistów w centralizmie jeszcze przelicytowała. Proszę zauważyć, że po stronie Koalicji Europejskiej tylko jeden polityk natychmiast zdystansował się wobec naszych pomysłów, to Włodzimierz Czarzasty. Ten podział będzie się pogłębiał, różnice pomiędzy lewicą i prawicą będą zauważalne głównie w podejściu do polityki i gospodarki, a spór pomiędzy centralistami i decentrali-zatorami będzie się toczył wokół tego, jak ma być zbudowane państwo.
W której z dziedzin życia decentralizacja jest potrzebna najszybciej?
- W edukacji. System szkolny w Polsce jest w tej chwili już w tak beznadziejnym stanie, że radykalne zmiany mogą mu tylko pomóc, zaszkodzić się już nie da. Jestem nauczycielem i nie wierzę w jeden model edukacji pasujący do wszystkich. Postulujemy na przykład regionalne profilowanie programów szkolnych. Inne byłoby na przykład w regionach nastawionych na turystykę i wymianę handlową, a inne w tych, w których będą dominować nowoczesne technologie przemysłowe.
Dlaczego decentralizacji potrzebujemy właśnie teraz?
- Po roku 1990 mieliśmy okres względnej równowagi pomiędzy rządem a samorządem. Ta równowaga już nie wystarcza. Przed światem i przed Polską stoją tak dramatyczne wyzwania, na które można odpowiedzieć tylko na dwa sposoby - albo silną centralizacją władzy albo głębszą decentralizacją. Pierwsze kilkanaście lat RP było wspaniałym okresem rozwoju i wzorcowo przeprowadzonej transformacji, co do której był względny consensus. Sytuacja zaczęła się psuć po roku 2000, gdy zrealizowano większość wielkich celów, wtedy do głosu doszły ideologie.
