"Sioł" jest, że ho, ho. I o to chodzi

Marian Kmita
Marian Kmita
Marian Kmita Fot. Polskapresse
Wiele lat temu Ziggy Rozalski, wtedy jeszcze jako opiekun Andrzeja Gołoty, powiedział mi - "Marian, w boksie najważniejszy jest show. Ważniejszy od samej walki". I choć sympatyczny Ziggy od lat zajmuje się już Tomaszem Adamkiem, a nie "Wielką Nadzieją Białych", to nadal jest wyznawcą swojego życiowego credo.

"Sioł" musi być zawsze, nawet wtedy, gdy z elementarnej analizy możliwości przeciwników walka musi być nudna jak flaki z olejem. I tutaj mamy problem, bo ile razy można wmówić ludziom, którzy kupują pay-per-view czy bilet do hali, że boks może istnieć bez prawdziwej walki na pięści. Raz, dwa, ale nie więcej. Tymczasem bokserskie show na całym świecie coraz częściej przypomina mocno ubezpieczony interes, w którym nie ma miejsca na niepotrzebne ryzyko zainwestowanych pieniędzy. Tak było przed tygodniem, gdy Krzysztof "Diablo" Włodarczyk stawał w ringu przeciwko Palaciosowi, tak było w sobotę gdy "Góral" miał obić twarz Kevinowi McBride'owi.

Andrea Anastasi musi dać radę

Nie było ani boksu, ani show, za to kasa zgadzała się na wszystkich kontach zainteresowanych. Prawdziwego boksu musimy szukać w innych miejscach, zwłaszcza że rozpoczął się półroczny okres adwentu do walki Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką. Wydaje się, że warto czekać do września, bo w tej walce pewnie będzie i show, i boks z prawdziwego zdarzenia bez niepotrzebnego udawania. Wszak Kliczko niczego już nie musi, a Adamek w końcu ma pokazać, że jego podróż do wagi ciężkiej to rzeczywiście wyprawa po złote runo.

Tymczasem, niespodziewanie, kawał dobrego boksu mogliśmy obejrzeć na ligowym boisku Polonii Warszawa. Zawodnik Smolarek, niczym bohater powieści Leopolda Tyrmanda - "Zły", wyprowadził silny cios podbródkowy w twarz zawodnika Arboledy. A wszystko to za to, jak donosi Canal+, iż ulubieniec trenera Smudy, niedoszły reprezentant Polski, usiłował włożyć palec swojej czarnej ręki w białe cztery litery syna słynnego Włodzimierza. Nic zatem dziwnego, że w obronie męskiej godności pan Euzebiusz rozliczył się na miejscu z niegodziwcem, za co ujrzał sprawiedliwie czerwoną kartkę i boisko opuścił.

Nowych bohaterów po prostu brak

Co śmieszne, trener Bakero uznał po meczu to zdarzenie za główną przyczynę porażki w Warszawie, bo ponoć jego zawodnicy pogubili się całkowicie, grając w jedenastu na dziesięciu. I to był show, jakiego Ziggy by się nie powstydził. Smolarka powszechnie uznano z bohatera, Arboledę za klasyczny szwarccharakter i publicznie skierowano do pracy w cyrku. Umiaru i rozsądku w tym nie ma, ale show jest, że ho, ho. I o to chodzi.

CZYTAJ WIĘCEJ FELIETONÓW MARIANA KMITY

Wróć na i.pl Portal i.pl