Szef związków wyrzucony i poniżony. Francuzi nie zrobiliby tak u siebie

Jan Śpiewak
Jan Śpiewak
W krajach skandynawskich - krajach o najwyższej jakości życia w Europie - poziom uzwiązkowienia oscyluje wokół siedemdziesięciu procent. W Polsce jedynie co dziesiąty pracownik przynależy do związku. Polacy też ekstremalnie rzadko strajkują.
W krajach skandynawskich - krajach o najwyższej jakości życia w Europie - poziom uzwiązkowienia oscyluje wokół siedemdziesięciu procent. W Polsce jedynie co dziesiąty pracownik przynależy do związku. Polacy też ekstremalnie rzadko strajkują. 123RF
W kraju rewolucji Solidarności demokracja i prawa człowieka kończą się po przekroczeniu progu miejsca pracy. Ostatnie bezkarne zwolnienie szefa związku zawodowego we francuskiej korporacji pokazuje, że Polska ciągle nie jest w pełni suwerenna i demokratyczna.

Prawo do zakładania związków zawodowych jest zapisane w polskiej konstytucji. Nie przeszkadzało to właścicielowi korporacji Sii, świadczącej usługi informatyczne, wyrzucić, bez żadnego powodu pracownika, który odważył się założyć związek zawodowy.

Obelgi i drwiny z pracownika

Zwolnienie poprzedzał kuriozalny list prezesa pełen obelg i drwin. „To hańba dla łódzkiego oddziału, że zatrudnili taką osobę jak Ty”. „Sii nie chce być jak egoistyczne związki górnicze”. „Związki zawodowe są wrogie długoterminowemu doborowi pracowników i firm”. „Jestem pewien, że nie pasujesz do Sii”. „Jestem pewien, że jesteś łobuzem i mam nadzieję, że odejdziesz z Sii bardzo szybko”. Tak pisał Gregoire Nitot, który również w liście napisał, że we Francji „egoistyczne” i „głupie” związki zawodowe doprowadziły do wysokiego bezrobocia i tego, że nikt nie chce tam inwestować.

Oczywiście nie jest to prawda. Bezrobocie we Francji jest najniższe od 13 lat i wynosi obecnie 7 procent. Raptem dwa punkty procentowe mniej niż w Polsce. Francuskie związki zawodowe wychodzą często na ulicę i strajkują, dzięki temu pracownicy w tym kraju mogą liczyć na wciąż nieźle działające usługi publiczne, wsparcie mieszkaniowe i socjalne. Czy prezes Nitot miałby czelność złamać prawo i zwolnić szefa związku zawodowego u siebie w rodzinnym kraju? Oczywiście nie. Odpowiednie służby, ale również pracownicy szybko zablokowaliby mu prawnie i fizycznie taką możliwość. W Polsce niestety zagraniczny, ale również rodzimy kapitał może pozwolić sobie na znacznie więcej w stosunku do zatrudnionego.

„Praw się nie dostaje, prawa się zdobywa w walce”

Związki zawodowe poprzez mechanizm grupowej reprezentacji mogą wyrównać asymetrię sił między pracobiorcą a pracownikiem. Grupowo negocjują, ile wartości dodanej, którą wypracuje pracownik trafia do niego z powrotem w postaci pensji i benefitów, a ile zostaje szefowi kapitału w postaci zysku. Odejście od miejsca pracy jest najważniejszym i ostatecznym orężem w rękach związków zawodowych. Prawo do strajku jest więc jednym z podstawowych praw człowieka.

„Praw się nie dostaje, prawa się zdobywa w walce” mówiła w 1911 roku Zofia Daszyńska-Golińska, żona jednego z ojców polskiej niepodległości i lidera Polskiej Partii Socjalistycznej Ignacego Daszyńskiego. Możni tego świata nigdy w historii nie zrezygnowali z niczego dobrowolnie. Wiedział o tym prezydent Franklin Delano Roosevelt, ojciec amerykańskiego państwa dobrobytu. Słynna anegdota pokazuje kulisy powstania i wprowadzenie w życie amerykańskiego New Deal (Nowego Ładu), który m.in. uruchomił potężny program robót publicznych, wprowadził pensję minimalną i zabezpieczenia społeczne. Gdy Roosevelt został prezydentem przybyła do niego delegacja związków zawodowych, która domagała się poprawy życia robotników po wielkim krachu na giełdzie nowojorskiej w 1929 roku. Prezydent miał odpowiedzieć na żądania związków: „Przekonaliście mnie. Zgadzam się z tym, co powiedzieliście. A teraz idźcie i zmuście mnie, żebym to zrobił”. W tym czasie w USA strajkowały miliony osób. Nowy Ład poprzez szereg państwowych interwencji w gospodarkę i wzmocnienie roli związków zawodowych wydźwignęły USA z kryzysu i zapoczątkowały 40 lat nieprzerwanego wzrostu i poprawy jakości życia.

Związki zawodowe powstały w drugiej połowie XIX wieku na skutek ogromnych patologii, które wywołała rewolucja przemysłowa. Warunki zatrudnienia robotników były wówczas tragiczne. O skali nędzy możemy przekonać się, czytając Ziemię Obiecaną Władysława Reymonta czy Germinal Emila Zoli. Pracowali wszyscy od dzieci do starców, w niebezpiecznych warunkach, za marne grosze. Bez ubezpieczeń chorobowych, rent i emerytur. Robotnicy byli wykorzenieni, musieli opuścić przeludnioną wieś do okrutnych warunków stworzonych im w miastach. Ogromne rzesze ludzi było sprowadzone do swoich czysto biologicznych funkcji. Prawa pracownicze, które dzisiaj uważamy za oczywiste wtedy były uważane za ludowy ekstremizm. Ośmiogodzinny dzień pracy, chorobowe, zakaz pracy dzieci, urlopy macierzyńskie, wszystko to było wywalczone przez związki zawodowe na przestrzeni dekad.

Ba, w Polsce wynalazek weekendu to kwestia dopiero ostatnich 40 lat. Wolna sobota była jednym z postulatów porozumień sierpniowych podpisanych w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku. Gospodarka od tego się nie zawaliła. Wręcz przeciwnie. Wzrósł ogólny dobrostan. Ostatnie badania również wskazują na ogromne zalety 4-dniowego tygodnia pracy. Jak pokazują pilotażowe programy, pracownicy są bardziej zadowoleni i jednocześnie wydajni niż gdy pracują pięć dni. To, co jest dobre dla pracownika, jest też zazwyczaj dobre dla firmy. Niestety w Polsce po 1989 roku chyba o tym zapomnieliśmy.

Ile w Polsce się strajkuje?

Polska ma jeden z najniższych poziomów uzwiązkowienia w Unii Europejskiej. Jedynie co dziesiąty pracownik w Polsce przynależy do związku. Tymczasem w krajach skandynawskich - krajach o najwyższej jakości życia w Europie - poziom uzwiązkowienia oscyluje wokół siedemdziesięciu procent. Polacy też ekstremalnie rzadko strajkują. Średnia liczba dni roboczych rocznie utraconych dla gospodarki z powodu strajków na 1000 pracowników w latach 2005-2012 we Francji wynosiła 139 dni, w Danii 117, Finlandii 87, a w Polsce 6.

Poza strajkami narzędziem pracowników na Zachodzie są układy zbiorowe, które gwarantują prawa i zarobki wynegocjowane między pracownikami a pracodawcami. Obejmują nawet całe sektory gospodarki, jak w Skandynawii czy Niemczech. W Polsce natomiast Państwowa Inspekcja Pracy w 2012 roku zarejestrowała jedynie 92 układy zbiorowe pracy i z każdym rokiem ich liczba się zmniejszała. Nic dziwnego, że płace w Polsce należą wciąż do jednych z najniższych w Unii Europejskiej, a pracownicy muszą zmagać się z dyskryminacją, mobbingiem i niepłatnymi nadgodzinami.

Jednocześnie odbywa się to wszystko w warunkach historycznie rekordowych zysków i marż średnich oraz dużych przedsiębiorstw. Udział płac w PKB od upadku PRL-u spada. Dzisiaj wynosi on 48%, gdy w Unii jest to 55%. Ta różnica zostaje w kieszeni właścicieli firm, napędzając rosnące nierówności społeczne, które w Polsce należą do najwyższych w Europie. Umacnia to pozycję Polski jako kraju, który konkuruje na światowych rynkach przede wszystkim niskimi kosztami pracy. Obniża to innowacyjność naszej gospodarki i umacnia jej półperyferyjny status.

Nowe elity doszły do władzy po plecach robotników. Co zrobiły potem?

Jakie jest źródło tego stanu rzeczy? Nieszczęsna ustawa o związkach zawodowych uchwalona w 1991 roku. Sejm kontraktowy wybrany, na mocy porozumienia z Solidarnością, uchwalił wówczas bardzo rygorystyczną ustawę, która de facto uniemożliwiła skuteczne strajkowanie w Polsce. Można powiedzieć, że to chichot historii, iż Solidarnościowa ekipa postanowiła związkom przebić serce. Taka była jednak logika liberalnej rewolucji. Nowy establishment polityczny doszedł do władzy na plecach robotników, ale realizował program, który był wobec nich wrogi.

Rozbicie siły związków zawodowych miało scementować nową strukturę społeczną, w której dawna nomenklatura postkomunistyczna wraz z opozycyjną inteligencją miały stworzyć nową elitę. Silne związki zawodowe konkurowały o władzę, mogły również uniemożliwić program szerokiej parcelacji majątku państwowego. Od tego czasu trwa w mediach i akademii nieustające szczucie i nagonka na związki, które dzisiaj wciąż wielu kojarzą się z egoistycznymi leniami z listu prezesa Nitot. Jeśli nie chcemy być jednak kolonią i prywatnym folwarkiem prezesów musimy zawalczyć o związki i związkowców. Bez nich nie ma bowiem demokracji i praw człowieka.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl