Śmierć papieża Franciszka była mimo wszystko zaskoczeniem, prawda? Bo papież czuł się jednak coraz lepiej, wszyscy myśleli, że będzie dobrze.
I tak i nie. Tak, bo rzeczywiście wyglądało na to, że w ostatnich dniach papież wracał do swoich obowiązków. Nie - dlatego, że od początku było wiadomo, że człowiek osiemdziesięcioośmioletni, który przechodzi obustronne zapalenie płuc i zakażenie sepsą, o czym wiedzieliśmy, rzadko wraca do pełnego zdrowia. Co więcej, papież bardzo szybko wyszedł ze szpitala. Więc to, że papież umarł nie jest zaskoczeniem, to było to do przewidzenia. Tyle tylko, że watykaniści spodziewali się, iż to nastąpi raczej za kilka tygodni niż już teraz i będzie poprzedzone jakimś zaostrzeniem choroby. Natomiast wyglądało to zupełnie inaczej i to jest zaskoczenie. Jeszcze wczoraj papież udzielił błogosławieństwa Urbie et Orbi i spotkał się z J.D. Vancem, a dzisiaj rano dowiedzieliśmy się o tym, że nie żyje.
To był przełomowy pontyfikat: pierwszy papież z kontynentu amerykańskiego, pierwszy jezuita, papież Franciszek nie przyjął też imion swoich poprzedników, jak to było w zwyczaju.
Tak, to był pontyfikat głębokiej reformy, dla niektórych nawet rewolucji, a jeszcze inni powiedzą reformacji w zależności od tego, czy lubią papieża Franciszka, czy nie lubią, w każdym razie był to czas zmian na wielu poziomach. Po pierwsze - zmieniło się podejście samego papieża do papiestwa. Papież Franciszek zrezygnował z części oznak papieskich, zrezygnował z części tytulatury papieskiej, zreformował rytuału pogrzebowy, żeby zwrócić większą uwagę na pewną braterską i zwyczajność papieża, a nie na jego władzę. Zmienił miejsce zamieszkania papieża w ogóle - nie mieszkał w Pałacu Apostolskim. To jest pierwsza zmiana. Druga zmiana, która się dokonała, to decentralizacja. Zwróćmy uwagę, że papież pogodził się z faktem, że w różnych częściach kościoła katolicy, w tym hierarchowie kościoła, myślą inaczej. I tak fiducia supplicans wprowadza błogosławieństwo osób żyjących w związkach jednopłciowych i w związkach partnerskich. Ale kiedy Afryka mówi: „U nas tego nie będzie”, to papież odpowiada: „Tak, u was tego nie będzie, to będzie tylko tam, gdzie Kościoły tego chcą”. Ale to nie jest tak, że w Afryce nie ma debaty. Jest tylko, że o czym innym. Tak biskupi zastanawiają się, co robić z tymi ludźmi, którzy żyją w związkach poligamicznych, a chcą się ochrzcić, chcą wejść do Kościoła, jaka ma być praktyka ich sprawie. W Kościołach zachodnich to nie jest problem, w Kościele afrykańskim to potężny problem. I to jest druga zmiana - decentralizacja, bardzo głęboka. Ona się już dokonała, a teraz będzie się tylko pogłębiać.
A trzecia zmiana?
Trzecia zmiana to jest podejście z ogromnym miłosierdziem duszpasterskim do osób z marginesów, z peryferiów Kościoła.
Wszyscy podkreślają, że papież wrócił do Ewangelii Jezusa, do otworzenia się na ubogich, zmarginalizowanych, odsuniętych, wykluczonych ze społeczeństwa, prawda?
Tak i to na bardzo różnych polach. Po pierwsze – pokazał otwarcie na migrantów. Sam papież jest z rodziny migranckiej. W związku z tym jego bliskość z migrantami jest zrozumiała. Co więcej, jego kontynent, to kontynent, z których pochodzi bardzo dużo migrantów. Tymczasem bardzo często Latynosi są wykluczani w społeczeństwach, do których przybywają. Drugi wymiar to wymiar podejścia do osób homoseksualnych i transpłciowych. To jest chyba pierwszy papież, który spotykał się z osobami transpłciowymi, także z prostytutkami transpłciowymi. Rozmawiał z nimi, wprowadzał pewne zmiany, także w myśleniu Kościoła. Po czwarte jego pontyfikat to jest zmiana w odniesieniu do osób rozwiedzionych w nowych związkach i słynna „Amoris Leatitia” - polski kościół jej nie przyjął. Generalnie jednak Kościół światowy przyjął tą zmianę, o której mówimy: w tej chwili osoby rozwiedzione w nowych związkach na skutek decyzji papieża Franciszka mogą przystępować do komunii świętej pod pewnymi warunkami, ale jednak mogą. I wreszcie jest zmiana kościelna - otwarcie się na kardynałów z, można powiedzieć, peryferiów, z globalnego południa, z krajów, które nigdy kardynałów nie miały. To też jest istotna zmiana, bo uświadamia, że nie wielkość i nie szacowność diecezji, ale jej istnienie liczy się dla papieża. Chodzi o to, żeby każdy element kościoła miał swoją reprezentację w życiu.
Papież, co budziło sprzeciw wśród samych duchownych, zwracał uwagę na to, że kapłani nie powinni żyć w przepychu, bogactwie, że powinni służyć ludziom, a nie ludzie im.
Można powiedzieć, że papież Franciszek był antyklerykałem, on sam to mówił bardzo często, walczył z klerykalizmem jako herezją. Mówił, że klerykalizm jest herezją w pojmowaniu kapłaństwa i rzeczywiście zwraca uwagę na to, że kościół powinien być ubogi wśród ubogich. To jest bardzo charakterystyczny element myśli papieża Franciszka. Ale przypomnijmy: papież Franciszek odnosił się do duchownych oczywiście, ale odnosił się również do osób świeckich. To było wielkie wyzwanie dla polityków, ponieważ on mówił: „Tak, społeczeństwa bogate mają obowiązek dzielić się swoim bogactwem z tymi, którzy do nich przybywają. Tak, mamy obowiązek przyjmować migrantów.” Ten obowiązek nie wynika tylko z tego, że papież sam jest migrantem, czy pochodzi z rodziny emigranckiej, ale również z tego, że znakiem chrześcijaństwa jest dzielenie się z tymi, którzy tego potrzebują, także dzielenie się poczuciem bezpieczeństwa, dzielenie się przestrzenią życiową, dzielenie się dobrobytem, które społeczeństwa zachodnie, i to papież podkreślał, mają również dlatego, że przez lata wykorzystywały kolonialnie inne państwa.
Papież Franciszek był też krytykowany, najbardziej chyba za to, że nie potępił otwarcie Rosji za jej atak na Ukrainę, za to, że był nigdy na Ukrainie. Dlaczego tego potępienia nie było?
Nie chcę być rzecznikiem papieża Franciszka. Uważam, że to był jego błąd. Mogę powiedzieć, z czego moim zdaniem on wynikał. Wynikał z tego, że papież nie rozumiał kontekstu Europy Środkowej i Wschodniej i że jego doświadczenie życiowe było radykalnie odmienne niż to, którego doświadczyli Europejczycy z Europy Środkowej. Mówiąc inaczej z jego perspektywy imperializm to są Stany Zjednoczone. To Stany Zjednoczone niszczyły próby demokratyczne w wielu krajach Ameryki Łacińskiej, to Stany Zjednoczone narzucały tam bardzo często swoje reżimy i to ambasadorzy Stanów Zjednoczonych bardzo często zachowywali się skandalicznie. Dla niego Rosja to daleki kraj, który często w Ameryce Łacińskiej uchodzi za ten, który imperializmowi amerykańskiemu się przeciwstawia. I to jest pierwszy zasadniczy powód. Papież Franciszek nie rozumie naszej części świata. Jego spojrzenie jest spojrzeniem z zupełnie innej perspektywy.
Nie ma doradców? Nie ma osób, które by mu pewne rzeczy uświadomiły?
We Włoszech takie myślenie w środowiskach kościelnych jest dość powszechne, podobnie jak we Francji, podobnie jak wśród ludzi myślących na globalnym południu. Trzeba powiedzieć, że to Jan Paweł II i jego wizja Rosji, także Europy Środkowej była czymś wyjątkowym także w Kościele zachodnim. Przypomnijmy, Paweł VI, Jan XXIII budowali, posługując się językiem współczesnym, reset ze Związkiem Sowieckim.
To był pontyfikat, który przypadał nam bardzo trudne czasy: pandemii, wojen, które wybuchły, a których się trochę jednak nie spodziewaliśmy. Kolokwialnie mówiąc, papież Franciszek uniósł ten pontyfikat w tych trudnych czasach?
Przede wszystkim to był trudny czas dla Kościoła. Papież Franciszek nie doprowadził, i to jest bardzo istotne, do rozłamu w Kościele. W tej chwili każdy kolejny papież zmaga się z wyzwaniem, jakim jest niebezpieczeństwo schizmy i z tej perspektywy trzeba oceniać jego służbę. A do tego papież Franciszek przeprowadził zmiany. Nie wszystkie udane, niektóre jego reformy się nie udały, ale jednak część z nich wprowadził, a równocześnie nie doprowadził do rozłamu i to jest kluczowe dla oceny jego pontyfikatu. I w tym znaczeniu papież uniósł ten ciężar, ale oczywiście na pełną ocenę przyjdzie czas pewnie po następnym pontyfikacie, bo dopiero z tej perspektywy będziemy mogli na zimno ocenić, co się papieżowi udało, a co nie.
