Można dyskutować o naszych sojuszach: kto bardziej wierzy Trumpowi i jego „ostatecznym decyzjom” odwoływanym dwa dni później, a kto chce odgrywać ważną rolę w Unii Europejskiej. Można nawet dyskutować o politycznych przyjaciołach: może ktoś rzeczywiście chce widzieć Polskę u boku Orbana i Ficy, a nie Macrona i Merza. Od biedy można też rozważać skalę naszej pomocy Ukrainie, jeśli już do reszty porzuci się wartości i uzna, że polityka to wyłącznie gra interesów.
Można rozmawiać o światopoglądzie: czy lewicowa, a może liberalna agenda to najlepsze, co może spotkać Unię i Polskę, czy też konserwatywny zwrot to dziejowa konieczność, żeby zachować tak zwanego zdrowego ducha narodu.
Można spierać się o liberalizację gospodarki i optować za zmniejszaniem podatków i wszelkich obciążeń dla przedsiębiorców, a można z sercem po lewej stronie walczyć o prawdziwy solidaryzm społeczny. Można całe zło tego świata widzieć w deweloperach, ale można też uznać, że wnoszą oni do gospodarki pracę i rozwój.
Można zadawać pytania o rolę samorządów – czy można im zaufać w pełni i pozwolić decydować o wszystkim, czy jednak ograniczać nieco ich wszechwładzę. Można przemyśliwać doktrynalnie strukturę władzy, bo nikt nie powiedział, że raz ustanowiony porządek musi być najlepszy na wieki.
Niemal wszystko podlega politycznej debacie, która jest możliwa dzięki demokracji – i tylko demokracja i jej reguły nie powinny być podważane.
Ale dyskusji nie mogą podlegać kibolskie ustawki w lesie. Bo są to bandyckie porachunki pod pozorem sportowych emocji, a nie żadne przygody w stylu: „Wszyscy wiedzą, że chłopcy, zwłaszcza mocni, męscy, jak są młodzi, to lubią się poszarpać i zachowują się jak małe niedźwiadki, małe tygrysy, walczą ze sobą. To nie jest nic nadzwyczajnego”, jak chce w żenującej rozmowie prezydent Duda.
Nie można relatywizować kontaktów kandydata ze światem przestępczym. Nie można uznawać, że sutenerstwo to błędy młodości. I że „był studentem, pewnie dorabiał”, jak chcą zwolennicy Nawrockiego, a za nimi niektórzy dziennikarze, którzy boją się używać normalnego języka i stękają przy opisie rzeczywistości.

Okiem Kielara odc. 15
Trudno dyskutować o tym, czy dziwaczne relacje, które pozwoliły kandydatowi przejąć mieszkanie to normalna sytuacja. Bo nikomu takie „normalne” sytuacje się nie zdarzają, dlatego snucie wątpliwości jest tu jak najbardziej zasadne.
Dyskusji nie może podlegać szkodliwość nikotyny. Zaaplikowania sobie snusa przez nikotynistę na wizji przed milionami ludzi nie wystarczy podsumować, że „Moja córka mówi mi, że to jest bardzo modne wśród młodych, względnie młodych, zwłaszcza pośród tych, którzy rzucają palenie, bo to nie dymi, a jest ten kontakt z nikotyną, jeśli ktoś potrzebuje” (znowu Andrzej Duda).
Nie musielibyśmy o tym wszystkim gadać w kampanii, gdyby Nawrocki zechciał wszystko wyjaśnić i unieważnić wszystkie podejrzenia. Nie zrobił tego. Zamiast – jak powinien uczynić odpowiedzialny polityk – powiedzieć o złu i głupotach, które robił w życiu, a może i przeprosić, podlizywał się kibolom i przedstawiał się jako chłopak z bloku, co to lubi zajarać. Tak zwanej pracy w Grand Hotelu w ogóle postanowił nie ruszać – a mógł wyjaśnić wszystko w pozwie wyborczym, byśmy mieli jasność.
Jest więc mnóstwo niewyjaśnionych wątpliwości zapewne w imię budowania wizerunku twardziela po przejściach, który nie da sobie w kaszę dmuchać. Ale to nie casting na kumpla na podwórku, ziomala do bijatyk, ale wybory prezydenckie. Wybory człowieka, który będzie decydował o Polsce przez najbliższe pięć lat - niewykluczone, że przełomowe pięć lat z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa i naszej roli w Unii.