Upadek Asada to kolejna klęska Osi Oporu. Utrata Syrii pokazała słabość Iranu. Sojusznicy zawiedli

Grzegorz Kuczyński
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Upadek reżimu Asada to porażka irańskiej polityki zagranicznej. Syria była ważnym ogniwem „osi oporu”, którą budował Teheran. Teraz Iranowi trudno będzie walczyć z USA i Izraelem obcymi rękami. Zwłaszcza po porażkach Hamasu i Hezbollahu. Wygląda to na największy od wielu lat kryzys wpływów ajatollahów na Bliskim Wschodzie. Jeszcze bardziej jest to bankructwo solidarności członków „osi oporu”.

SPIS TREŚCI

Jedną z ważniejszych przyczyn gwałtownego upadku syryjskiego przywódcy była całkowita utrata poparcia Iranu dla Baszara al-Asada – ocenia "Financial Times". Brytyjski dziennik powołał się na dobrze poinformowane źródła w irańskiej dyplomacji.

Upadek Asada zaskoczył Teheran

Według "FT" stosunki między Teheranem i Damaszkiem miały ulec znacznemu ochłodzeniu już rok temu. Reżim Asada już od wielu miesięcy miał być bardziej uciążliwym balastem dla irańskich władz, aniżeli ważnym ogniwem regionalnej koalicji. Najbliższe otoczenie syryjskiego przywódcy miało też ujawniać informacje o działaniach i miejscach pobytu czołowych irańskich polityków i wojskowych. Źródło gazety zbliżone do władz w Teheranie dało do zrozumienia, że podczas wizyty w stolicy Syrii, szef irańskiej dyplomacji miał osobiście poinformować Asada, że Iran nie będzie dalej wspierać Syrii, zwłaszcza dostawami broni i sprzętu wojskowego.

- Nie spodziewaliśmy się jednak, że upadek nadejdzie tak szybko i ujawni taką pustkę jego reżimu. To również dla nas był szok – miał później przyznać szef MSZ Iranu Abbas Aragczi. Iranowi trudno będzie bowiem odbudować wpływy w regionie. Wymierzona w Izrael, USA oraz ich sojuszników irańska „oś oporu” bazowała na bliskiej współpracy z Syrią, wspieraniu Hezbollahu w południowej części Libanu oraz pomocy udzielanej rebeliantom Huti w Jemenie.

Iran wchodzi do Syrii

Kiedy w Syrii wybuchła wojna domowa, Teheran nie od razu zdecydował się interweniować. Ali Chamenei wahał się, obawiając się potencjalnego ryzyka i kosztów. Jednak w 2012 roku Kassem Sulejmani, szef specjalnej jednostki Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) Al-Quds, oraz Hassan Nasrallah, przywódca Hezbollahu, przekonali irańskiego przywódcę, że utrzymanie Asada u władzy jest kluczowe dla przyszłości nie tylko Hezbollahu, ale całej sieci sojuszników Republiki Islamskiej w regionie. Asada już nie ma, a Sulejmani i Nasrallah już nie żyją.

Iran zawsze starał się wydawać swoje zasoby, zwłaszcza ludzkie, z najwyższą ostrożnością i oszczędnością. Zadaniem IRGC jest tworzenie struktur jednostek sojuszniczych, zapewnianie koordynacji i wsparcia technicznego. I to nie Irańczycy mieli zginąć w wojnie, ale ktoś inny. Tak było w Syrii.

Oś Oporu zawiodła

Według proirańskich źródeł, gdy Hayat Tahrir al-Sham rozpoczął ofensywę, zakładano, że Hezbollah wyśle na ratunek Asadowi około dwóch tysięcy bojowników. W rzeczywistości jednak wysłano ich wielokrotnie mniej. Co więcej, po ocenie sytuacji Hezbollah zdecydował się nie walczyć, ale całkowicie wycofać z Syrii.

Polityka Iraku była jeszcze bardziej zabójcza dla Iranu. Bagdad odmówił przerzucenia sił do Syrii – to akurat zrozumiałe. Ale większym szokiem była decyzja szeregu szyickich milicji irackich, że nie wyślą bojowników, bo to wewnętrzna sprawa Syrii. Jeśli chodzi o bezpośrednie przerzucenie sił irańskich do Syrii, uniemożliwił to Izrael, który mógłby zacząć zestrzeliwać irańskie samoloty.

Bliskowschodnia strategia ajatollahów

Strategia „wojny asymetrycznej” jest podstawową zasadą obrony Iranu, która polega na odstraszaniu wroga na dalekich dystansach. Przeciwnikami są przede wszystkim Stany Zjednoczone i Izrael. Celem jest odsunięcie pierwszej linii obrony jak najdalej od własnych granic i zepchnięcie jej jak najbliżej sił wroga. Zgodnie z tym paradygmatem, proirańskie struktury powinny znajdować się na granicy Izraela i w bliskim sąsiedztwie amerykańskich baz wojskowych w regionie, grożąc bezpośrednim atakiem i odstraszając wrogów Islamskiej Republiki. Uzyskanie dominacji w Iraku po obaleniu Saddama Husajna, a następnie syryjska wojna domowa pozwoliły Teheranowi zwiększyć swoją obecność w regionie.

W ten sposób powstał pas sojuszników Republiki Islamskiej, który rozciągał się od Iranu do Morza Śródziemnego. Stało się to podstawą „osi oporu” - struktur sprzymierzonych z Teheranem, które wspólnie walczą w regionie przeciwko Izraelowi i USA. Oprócz szyickich milicji w Iraku, Hezbollahu w Iranie i reżimu Asada w Syrii, obejmowała ona palestyński Hamas, jemeńskich Huti i szereg mniejszych grup.

Rewolucja na Bliskim Wschodzie

Obalenie Asada w Syrii to nie tylko wytrącenie jednego ogniwa z tej struktury. W rzeczywistości „oś” nie może już funkcjonować jako jeden połączony mechanizm. Problem logistyczny. Szlak z Iranu do Libanu przez Syrię i Irak umożliwiał szybkie zaopatrywanie proirańskich sił oraz przemieszczanie jednostek i zasobów w zależności od potrzeb. Przywódca Hezbollahu Naim Kasem teraz przyznał, że po upadku Asada jego ugrupowanie straciło szlak zaopatrzeniowy wiodący przez Syrię. Co więcej, upadek Asada ujawnił kolejny problem: proirańskie siły w Libanie i Iraku nie wykonały rozkazów Teheranu w krytycznym momencie.

Wszystko to nie oznacza, że siły proirańskie zniknęły z Bliskiego Wschodu. Zasoby sojuszników Islamskiej Republiki w Iraku są prawie nienaruszone, Huti przetrwali amerykańskie i izraelskie ataki, a Hezbollah i Hamas nie są jeszcze bliskie całkowitego unicestwienia - i jest mało prawdopodobne, aby było to nawet możliwe. W związku z tym mogą one nadal sprawiać kłopoty Stanom Zjednoczonym lub Izraelowi. Jednak działając jako jedna zorganizowana siła, cały ten front nie jest już do tego zdolny. „Oś oporu” jako zjednoczona struktura wojskowa i polityczna na dużą skalę już nie istnieje.

źr. Meduza.io, PAP

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl