Demaskator prawdy, czyli wszystko dla oglądalności

Wojciech Mucha
Wojciech Mucha
Fake newsy i niedomówienia. Jeśli czemuś służą, to późniejszej monetyzacji
Fake newsy i niedomówienia. Jeśli czemuś służą, to późniejszej monetyzacji 123rf
Mija dokładnie dziewięć miesięcy od zaskakującej informacji, jakoby w bazach lotniczych na Białorusi miano „ustalić ruch sprzętu do wystrzeliwania rakiet typu Iskander”. Sprzęt ów miał zostać przetransportowany „na zajęte przez Rosjan Terytoria Ukrainy”. Wszystko w celu „przeprowadzenia ataku nuklearnego na cele na Ukrainie”. I choć od samego początku była to informacja niemająca nic wspólnego z rzeczywistością, warto do niej wrócić.

Autorem tej niepokojącej, podanej w pierwszym tygodniu wojny rewelacji był Witold Gadowski, pisarz, publicysta, poeta, dziennikarz, jak przedstawia się ten człowiek niewątpliwie wielu talentów.

„Informacja od naszego człowieka w Białorusi”

To on, 1 marca 2022 r., w chwili, gdy cały świat patrzył z przerażeniem na rozwój sytuacji na Ukrainie, gdy na Kijów spadały rakiety, a w Buczy i Irpieniu trwało już mordowanie ludności cywilnej postanowił podzielić się ze światem doniesieniami od „swojego człowieka na Białorusi”.

Podkreślmy to jeszcze raz: były to wyssane z palca bzdury, które nigdy nie znalazły cienia potwierdzenia. I choć we wskazanych miejscowościach rzeczywiście znajdują się bazy wojskowe (Homel - Baza Lotnicza Pribytki, Baranowicze - lotnisko od 2014 roku jest wykorzystywane jako baza lotnicza nr 61 wojsk Federacji Rosyjskiej, Maczuliszczy - 50. baza lotnicza Sił Powietrznych Białorusi), to nic więcej się nie zgadza.

Od początku wojny próżno szukać zarejestrowanych z Białorusi w kierunku Ukrainy „ruchów sprzętu do wystrzeliwania Iskanderów”. Jedyna dostępna informacja o wykorzystaniu Iskanderów przez Białoruś jest taka, że 27 lutego z rejonu Mozyrza, na południu tego kraju w kierunku Ukrainy wystrzelono takie właśnie rakiety. Ich celem było lotnisko w Żytomierzu. To wówczas doradca szefa MSW Ukrainy Anton Geraszczenko zamieścił w mediach społecznościowych (Telegram) wpis, na którym widać wystrzelone rakiety.

O przemieszczaniu Iskanderów z Białorusi na „Zdobyte Terytoria” mowy być nie mogło

Białoruś kupiła systemy rakiet balistycznych S-400. Co więcej w czerwcu na ukraińsko-białoruskiej granicy pojawiły się wyrzutnie pocisków Iskander oraz systemy przeciwlotnicze Pancyr, a w lipcu informowano, że Białoruś przekazała Rosji pełną kontrolę nad lotniskiem Ziabrauka w obwodzie homelskim, gdzie miała rozpocząć się budowa bazy wojskowej i stacjonują systemy Iskander i S-400. Ostania informacją jest ta, że w ubiegłym tygodniu Rosjanie przerzucili na Białoruś oprócz Iskanderów także pociski S-400 rzekomo „strzegące przestrzeni powietrznej Białorusi”.

O jakimkolwiek przemieszczaniu takiego sprzętu z Białorusi na „Zdobyte Terytoria” mowy być jednak nie może i nie mogło z wielu przyczyn. Gdy na północy Ukrainy trwała okupacja i atak na Kijów, przemieszczanie takiego sprzętu nie miałoby większego sensu – zasięg Iskanderów pozwalał na bezpośrednie rażenie interesujących Rosjan celów (wskazany Żytomierz, ale także Kijów, Czarnobyl, Równe i inne) bez konieczności przerzucania sprzętu na tymczasowo okupowane obszary.

Byłaby to zresztą operacja ryzykowna – miesiąc później, na początku kwietnia Rosjanie zostali wyparci z całości terytoriów, graniczących bezpośrednio z Białorusią, wpuszczanie tego typu strategicznego uzbrojenia na kontrolowany pobieżnie teren byłoby co najmniej nieroztropne. Poza wszystkim: atak nuklearny w pierwszych dniach wojny? Maksymalna eskalacja w trakcie zapowiadanej na kilka dni „specjalnej operacji wojskowej”? Cóż to za bzdury?

Czy autorowi chodziło o prawdę?

Ale przecież „poecie, publicyście i dziennikarzowi” nie chodziło o prawdę. Gadowski od dawna jest znany z produkowania i wypuszczania plotek, które mają elektryzować jego czytelników i słuchaczy, sprawiać, że czują się oni dopuszczeni do „tajemnej wiedzy”, niedostępnej służbom specjalnym i armiom całego świata, a już na pewno polskim mediom i władzom.

To dlatego pozujący na „niezależnego eksperta” Gadowski od dawna wpuszcza w infosferę fake newsy i niedomówienia, które jeśli czemuś służą to późniejszej monetyzacji jego publikowanych w serwisie Youtube cotygodniowych tyrad – „Komentarzy tygodnia”.
Przez lata na te dość sprawnie szyte materiały nabierało się wielu poczciwych ludzi (w tym wyżej podpisany), bo Gadowski rozpylaniem dezinformacji, półprawd i bazujących na społecznych niepokojach manipulacji zajmuje się od dawna.

Tak było np. wówczas gdy w 2018 r. grzmiał w swoim „Komentarzu Tygodnia” na portalu YouTube o rzekomo istniejącej we Wrocławiu i prowadzonej przez Ukraińców restauracji, do której "nie wpuszcza się Polaków". „- W Polsce są dwa miliony Ukraińców, szmuglowana jest przez nich broń, we Wrocławiu działa restauracja ukraińska, do której nie wpuszcza się Polaków – twierdził.

Pomimo wielokrotnych wezwań do padania adresu lokalu (lub choćby skrawka potwierdzających te rewelacje faktów) nigdy tego nie zrobił, a dopytujących o szczegóły blokował w mediach społecznościowych, a następnie obsobaczał. Podobnie było przy okazji przedstawianych przez niego kolejnych rewelacji na temat koronawirusa, który stał się dla niego żyłą złota i tematów (Gadowski wydał właśnie komiks „Zaraza z Wuhan”, który reklamowany jest jako „demaskujący prawdę” – sic!), czy wcześniej, gdy prognozował na podstawie znanych tylko sobie „źródeł”, że podczas organizowanych w 2016 roku Światowych Dni Młodzieży może w Polsce dojść do zamachów terrorystycznych (po wszystkim przyznał, że się mylił).

„Najdroższe F-35 w świecie”

W 2020 r. „ujawniał:” z kolei (znów na Youtube, także bez żadnych podstaw), że Polska kupuje „najdroższe F-35 w świecie” i zarzucał polskiemu rządowi, że ten ma zapłacić „więcej niż amerykańska armia i inne kraje”. Dane, którymi się posłużył, okazały się zmanipulowane, a jak podało polskie MON, „cena podstawowa samolotów F-35A w ramach poszczególnych transzy jest taka sama dla wszystkich kontrahentów”. I tak dalej, i tak dalej.

Nie trzeba jednak sięgać aż tak daleko w przeszłość. W ubiegłą sobotę w serwisie Twitter Witold Gadowski pokusił się o udostepnienie informacji o tym, że premier Mateusz Morawiecki udaje się do Kijowa na zaproszenie prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełeńskiego, by wziął też udział w konferencji przywódców dotyczącej inicjatywy "Zboże z Ukrainy".

Informację o tym Gadowski okrasił komentarzem: "Dyrektywy z Kijowa przyszły", czym natychmiast uruchomił lawinę hejtu pod adresem polskiego premiera: "Morawiecki prowadzi Polaków w okopy", "trzeba nowe mięso armatnie wprowadzić", "ruki pa szwam i pojechali", "biegusiem do samolota i na dywanik" - to tylko wyjątki z dziesiątek (w większości anonimowych, zapewne w części pisanych przez trolli) komentarzy, jakie pojawiły się pod wpisem Gadowskiego, a które ten „polubił”, aprobując ich styl, ale i wysyłając do autorów sygnał, że myśli podobnie.

Wszystko to przemyślane. Model biznesowy Gadowskiego, pozwalający mu zarabiać na wyświetleniach, sprzedawać książki i występować na spotkaniach z widzami i czytelnikami jest właśnie taki – wzbudzać niepokój, żerować na wątpliwościach i podczas kolejnych kryzysów jawić się jako niezłomny „demaskator prawdy”. Wszystko podane jest pod płaszczykiem niezależności, w teatralnych dekoracjach, wygłaszane z pozycji reportera śledczego, choć warsztat autora „Wieży komunistów” od jakiegoś czasu coraz bardziej przypomina narzędzia patostreamerów pokroju Marcina Roli, czy idąc dalej – Wojciecha Olszańskiego vel Jaszczura, niż dbających o rzetelność dziennikarzy.

Jak wyglądała praca w amerykańskiej redakcji telewizji Kremla – RT

W prowadzonej przez Witolda Gadowskiego internetowej księgarni oprócz wierszy, publicystyki, powieści i komiksów samego autora możemy znaleźć szerzące teorie spiskowe książki w typie: „Wielki reset. Jaką przyszłość planuje nam globalna władza. Dokumenty z komentarzem”. Co jednak ciekawe, w tej samej księgarence pośród wielu podobnych pozycji można zakupić poważną książkę autorstwa Jessiki Aro: „Trolle Putina. Prawdziwe historie z frontów rosyjskiej wojny informacyjnej”.

To tu znajdujemy m.in. opis tego, jak wygląda idealna dezinformacja („Manipulację popełnia się poprzez dodanie do komunikatu 40 procent całkowitego kłamstwa”). Książka zawiera również relację tego, jak wyglądała praca w amerykańskiej redakcji propagandowej telewizji Kremla – RT (dawniej Russia Today):

„W redakcji (…) dominował antysystemowy sposób myślenia, który nadawał kierunek wszystkim działaniom. Wahl widziała na własne oczy, jak wielu z jej kolegów – również obywateli Stanów Zjednoczonych – dało się wciągnąć w rozsiewane w biurze teorie spiskowe. „Tam masz poczucie, że walczysz przeciwko siłom rządzącym światem”. Rosyjscy przełożeni nie ujawniali, skąd albo od kogo sami otrzymują zadania i polecenia. Pod tym względem atmosfera pracy w redakcji była tajemnicza i zagadkowa”.

Cóż, to zupełnie jak na spotkaniach z Witoldem Gadowskim, w jego księgarence i w cotygodniowych „demaskujących prawdę” audycjach. I choć wszystko to nisza, obliczona na rozsianą po sieci homeopatyczną grupę „włanczających” myślenie, to najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że z jakichś powodów Witold Gadowski pozostaje członkiem Zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, instytucji mającej przecież dbać o standardy tego i tak niemającego się najlepiej zawodu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl