Wygląda na to, że mamy w Polsce nowy ustrój, którego utrzymanie nie będzie możliwe bez monopolu medialnego. Rząd łamie obowiązujące prawo i Konstytucję, a „autorytety” i dziennikarze próbują wmawiać narodowi nie tylko, że tak można, ale że tak trzeba. A jeśli okazuje się to nie do końca skuteczne, to zamawia się jeszcze sondaże, których wyniki wskazują tak naprawdę na to, że duża część Polaków… akceptuje łamanie Konstytucji (i to nawet ci z wyższym wykształceniem!).
W takiej rzeczywistości rzetelne media informacyjne bardzo uwierają władzę, dlatego zapewne będą próby ich przejęcia lub pacyfikacji. Bo jeśli zarzutami o „politycznej propagandzie” rzeczywiście uda się wytłumaczyć haniebny zamach na TVP, Polskie Radio i PAP, to podobne bezprawne metody mogą zostać wykorzystane przeciwko każdej innej redakcji. Zgodnie z zasadą: cel uświęca środki.
Dobre i złe organy państwowe
Łatwo zauważalną cechą tego nowego ustroju jest też suflowany w mediach podział na dobre i złe organy państwa, czyli na te praworządne i niepraworządne. W praktyce ma to uzasadniać fakt pomijania konstytucyjnych uprawnień Trybunału Konstytucyjnego czy Sądu Najwyższego, a ostatnio także Prezydenta. Ustawa zasadnicza mówi wprost, że to TK rozstrzyga o konstytucyjności danych przepisów, a także w sporach kompetencyjnych pomiędzy organami państwa, co wcale nie przeszkadza w narzucaniu narracji, że od wyroku „Trybunału Julii Przyłębskiej” ważniejsza jest opinia znanego prawnika (o ile wpisuje się w opowieść o „przywracaniu praworządności).
Z kolei przypadek „neo-KRS” pokazuje, że aby jakiś organ odzyskał w mediach praworządność, wystarczy w miejsce posłów Prawa i Sprawiedliwości wybrać posłów Platformy Obywatelskiej, Lewicy i Trzeciej Drogi. Nie udawało się to w warunkach dotychczasowego pluralizmu, więc próbują teraz w warunkach nowego medialnego monopolu.
Wracamy do PRL
Nikt nie odbierze jednak Polakom rozumu. Podobnie jak w przypadku podwyższenia wieku emerytalnego czy międzynarodowej umowy ACTA, tak i teraz atak na media publiczne oraz polityczne wyroki wywołują lawinę protestów świadomych zagrożenia obywateli. Bo to zagrożenie jest realne. Nie jest ono efektem jakiejś medialnej kreacji, jak to było choćby w 2016 roku, lecz wynika z konkretnych obaw wywołanych działaniami nowej władzy, a zwłaszcza ministra Sienkiewicza i marszałka Hołowni.
35 lat po demokratycznych przemianach, gdy wydawało się, że pewne reguły prowadzenia polityki są respektowane przez wszystkich, nagle cofnęliśmy się do czasów PRL-u. To naprawdę zdumiewające, że polityk, którego partia zdobyła tylko 157 miejsc w Sejmie, zachowuje się jakby dysponował co najmniej większością konstytucyjną. Naprawdę trudno nazwać to demokracją…
Arkadiusz Rogowski, redaktor naczelny Nowin
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl
rs
