"Jestem dziennikarzem z zawodu
Donald Tusk w wywiadzie dla portalu ZawszePomorze.pl powiedział: “Jestem dziennikarzem z zawodu. Może dlatego, że zacząłem zajmować się dziennikarstwem i informacją w podziemiu mam skrzywienie jakieś, ale nigdy nie zrezygnuję z tej filozofii, że wolne dziennikarstwo i wolne media są nie od tego, żeby polować na opozycję razem z władzą, tylko żeby razem z opozycją patrzeć władzy na ręce”. Po czym dodał: “Ja oczekuję od mediów też krytycznego podejścia do rządzących, a nie do opozycji. Tzn. demokracja w Polsce jest m.in. dlatego zagrożona, że niezależne media uważają, że dużo łatwiej jest skakać po opozycji niż po władzy.”
Oskarżać niezależne media, że demokracja jest w Polsce zagrożona to bardzo poważny zarzut, który wygląda na akt desperacji. Platforma jest od miesięcy w impasie i nie potrafi poprawić swoich notowań mimo pandemii, kryzysu energetycznego, inflacji i wojny w Ukrainie. Frustracja Tuska zamiast być skierowana wobec nieudolnych polityków opozycji kieruje się w stronę dziennikarzy, którzy nie powtarzają ślepo co mówi przewodniczący.
Rola dziennikarzy - patrzenie na ręce KAŻDEJ władzy
Rolą dziennikarzy jest patrzenie na ręce każdej władzy. Platforma posiada władzę w postaci ponad setki posłów, tysięcy radnych, setek prezydentów, starostów i wójtów. Próżno szukać wśród liberalnych mediów krytycznych tekstów i materiałów chociażby na temat prezydentury Rafała Trzaskowskiego w stolicy, mimo, że obiektywnie nie wywiązał się chyba jeszcze z żadnej obietnicy złożonej w 2018 roku.
Sam Donald Tusk rzeczywiście w latach 80-tych pracował jako dziennikarz i ochoczo krytykował najważniejsze wówczas formację opozycyjną czyli Solidarność. Odbywało się to nie w warunkach wolnej Polski z niezależnymi mediami, ale w warunkach junty wojskowej i wszechobecnej cenzury.
Tusk karierę zawdzięcza "Solidarności". Co o niej pisał?
Tusk zawdzięcza całą swoją karierę dziennikarską związkowi zawodowemu Solidarności. Pierwszy rzecznik prasowy związku Lech Bądkowski zaproponował młodemu absolwentowi pracę w “Samorządności”, która najpierw funkcjonowała jako dodatek do lokalnego „Dziennika Bałtyckiego”, a następnie już jako niezależne pismo wydawane przez „Solidarność”. Następnie od 1983 roku również dzięki wsparciu finansowym, które trafiało do Solidarności, zaczął wydawać w podziemiu własne pismo "Przegląd Polityczny".
Stało się ono szybko najważniejszym pismem liberalnym drugiego obiegu. Pisali w nim poza Tuskiem m.in. Jacek Kozłowski, Janusz Lewandowski, Piotr Kapczyński, Ireneusz Krzemiński, Marcin Król czy Jadwiga Staniszkis. Pismo bardzo szybko zaczęło krytykować “Solidarność”, program i wartości jakie za nią stały.
Propozycja zbliżenia z reżimem na płaszczyźnie... neoliberalnej
Na łamach “Przeglądu” powstała w latach 80-tych propozycja zbliżenia z reżimem komunistycznym. Płaszczyzną porozumienia miała być reforma gospodarcza w duchu - dzisiaj powiedzielibyśmy - balcerowiczowskim. Tusk był gotów zrezygnować z postulatów pełnej demokratyzacji systemu w zamian za przeprowadzenie neoliberalnych i wolnorynkowych przemian. Wymagało to poddania krytyce znajdującej się w głębokiej opozycji i zdelegalizowanie w stanie wojennym Solidarności.
Donald Tusk w 1987 roku na łamach Przeglądu Politycznego opisywał drogę swoją i swojego środowiska, które coraz bardziej oddalało się od Solidarności i zbliżało do porozumienia z władzą: “Upadek »Solidarności« i jego okoliczności stały się momentem decydującym. Po początkowej gorączce »powstańczej« i gwałtownym, trochę przesłaniającym widzenie rzeczywistości, wybuchu nienawiści do komunizmu, nadszedł czas wzmożonego namysłu, rozliczenia się z przegranej i własnego w niej udziału. Jedno zaczęło się wydawać pewnym: pomstowanie na nikczemność władzy i dostrzeganie w niej jedynego źródła naszej przegranej nie tylko jest polityczne bezpłodne, ale wręcz rozbraja intelektualnie.”
Zło? Idea równości i ludowy charakter
Co było takie złe w Solidarności? Okazuje się, że przede wszystkim idea równości i jej ludowy charakter. Tusk dodał w tym samym tekście:
“Egalitaryzm, demokratyczna obsesja, nieprzemyślany radykalizm, a czasem wręcz głupota wielu działaczy, wiara w zbawcze działanie samorządu pracowniczego, idealizacja klasy robotniczej, skrajnie rewindykacyjny charakter wielu postulatów, były już do nas nie do przyjęcia.”
Solidarność w sierpniu 1980 roku walczyła przede wszystkim o prawa ludzi pracy, poprawę jakości życia, zapewnienie mieszkań, dostępu do żłobków, wprowadzenia urlopu macierzyńskiego czy wolnych sobót. Dla Tuska były to postulaty nieakceptowalne.
Tusk odrzucał całkowicie dorobek związku:
“Nie wdając się tu w szczegóły stwierdzić można, że »Solidarność« pozostając dla nas pięknym wspomnieniem, stała się równocześnie zamkniętym rozdziałem w sensie ideologiczno-programowym. Doświadczenie szesnastu miesięcy jest dziś bardziej doświadczeniem negatywnym: uczy jak i czego nie należy robić, choć pokazuje równocześnie, że można coś zrobić.”
Zadaniem dla opozycji nie była zmiana nastawienia peerelowskiej nomenklatury. To społeczeństwo i jego solidarne wartości należało zdaniem Tuska przede wszystkim poddać przemianie:
„Społeczeństwo polskie w dużej części nastawione jest egalitarnie, wciąż powszechne jest przyzwolenie na etatystyczną wszechwładzę i nadopiekuńczość. Jednym z głównych zadań opozycji jest zmiana tego nastawienia”.
Czego bronić? Nowej elity
Na początku roku 1989 w ostatnim numerze Przeglądu wydanym w podziemiu Tusk pisał, że należy odrzucić ideę społecznego solidaryzmu i próby połączenia państwa opiekuńczego z kapitalizmem:
„Chcemy zmierzać do Polski, w której władza pochodzić będzie z woli wyborców, ale która równocześnie będzie władzą ograniczoną prawem i obywatelskimi gwarancjami, w której uznawać się będzie pierwszeństwo osoby przed instytucją, w której zagwarantowane będzie prawo do własności, gdyż wolność wymaga własności. »To nic nowego!« ktoś powie. I będzie miał rację. Ale wszelkie nowe pomysły, wszystkie »trzecie drogi«, »nieburżuazyjne społeczeństwo obywatelskiej«, »socjalizmy z ludzką twarzą«, »solidaryzmy« trącą utopią i polityczną fikcją. Tego towaru mamy wciąż jeszcze w nadmiarze”.
Demokracja tak, ale bez przesady. Państwo miało przede wszystkim bronić nowej elity, która miało się wyłonić na gruncie przemian gospodarczych. Jak te przemiany wyglądały na przełomie lat 80-tych i 90-tych, i ile miały wspólnego ze sprawiedliwością i praworządnością, chyba wszyscy wiemy.
Czy Tusk miał prawo tak pisać w latach 80-tych w piśmie wydawanym na maszynach zakupionych przez Solidarność? Miał. Na tym polega wolność słowa i debata programowa. Dzisiaj Tusk odmówił tego prawa dziennikarzom, chociaż żyjemy w wolnej Polsce, w której cenzura nie działa i każdy może pisać co chce. Niestety, w ten sposób pokazuje swoją coraz bardziej autorytarną i zdesperowaną twarz. Zamiast pracować nad programem i tym, żeby Platforma lepiej rządziła w samorządach, skupia się na tych, którzy patrzą jej na ręce. Ewentualna porażka opozycji w nadchodzących wyborach będzie tylko i wyłącznie jego winą.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
rs
