Spis treści
Z powodzią podobno jest tak, że żaden rząd nie może na niej wygrać, za to powódź każdy rząd potrafi zatopić. Na rozliczenia przyjdzie pewnie jeszcze czas, ale o pierwsze podsumowania można się już pokusić.
Jacek Siewiera: Tę akcję oceniam dobrze plus
Zrobił je Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, człowiek uważany za takiego, który mówi, co myśli, czasami wbrew politycznej poprawności. Siewiera był we wtorek gościem „Faktów po Faktach” TVN24.
- W 1997 roku i teraz, w 2024 roku, opad deszczu, jaki miał miejsce miejscami, to od 400 do nawet 500 litrów na metr kwadratowy […], czyli pół tony wody. Tej skali klęski żywiołowej nie dałoby się zapobiec, przy tej infrastrukturze, którą mamy. Pytanie, czy gdybyśmy mieli te zbiorniki, trzynaście, które były planowane, czy dałoby się zapobiec. W mojej ocenie, choć to jest ocena bardzo wczesna - również nie - stwierdził.
Szef BBN wystawił rządowi ocenę dostateczną z przygotowania do powodzi, w tej fazie, jak tłumaczył, „wiele wymaga poprawy”. Za to wysoką notę dostały służby i strażacy, którzy pośpieszyli na pomoc powodzianom.
- Jeśli chodzi o akcję ratowniczą i zaangażowanie służb w tamtym obszarze - ja tę akcję oceniam dobrze plus. I pięć minus, jeśli chodzi o usuwanie bezpośrednich skutków powodzi - powiedział.
Siewiera był też dopytywany o słowa Mariusza Błaszczaka, szefa klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, który stwierdził, że „państwo Tuska zawaliło się”, ale nie chciał ich komentować, stwierdził jedynie, że szef największej partii opozycyjnej może mówić to, co uważa za stosowne. Bo też politycy Prawa i Sprawiedliwości krytykują ekipę rządzącą od pierwszego dnia powodzi.
Jak PiS krytykuje rząd
- Rząd, niestety, zawiódł: nie wykorzystano instrumentów, jakie ma obecna koalicja do skoordynowania całej akcji w zakresie przygotowania zbiorników retencyjnych, czy zapobieżenia niezapowiedzianym zrzutom wody. Zapomniano o wcześniejszym rozlokowaniu służb w miejscach najbardziej zagrożonych czy dostarczeniu potrzebnego sprzętu. Wiele osób nie zostało przez rząd poinformowanych o ewakuacji. Ewidentnie jest wiele zaniedbań, choć rząd i sprzyjające mu media próbują koloryzować rzeczywistość. Świadczy to de facto o oderwaniu tej ekipy od realiów, nie mówiąc już o chaosie i dezorganizacji aparatu państwa - to Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP.
Właściwie nie ma polityka PiS, który wskazałby na coś, co rząd w ostatnich dniach zrobił dobrze. Ba, posłowie Prawa i Sprawiedliwości będą tropić zaniedbania dokonane przez ekipę Donalda Tuska w kwestii powodzi, tak przynajmniej wynika z zapowiedzi Mariusza Błaszczaka, szefa klubu parlamentarnego PiS.
- My tej sprawy nie zostawimy. Tak jak tropimy patologie koalicji 13 grudnia, tak będziemy tropić te wszystkie zaniedbania, zaniechania, które zostały dokonane przez rząd. Wyciągniemy konsekwencje wobec wszystkich tych, którzy zaniedbali swoich obowiązków - podkreślił.
Klub, jak tłumaczył poseł Błaszczak, „przedstawi fakty i zwróci się do odpowiednich organów państwa o to, żeby na podstawie tych faktów zostały wyciągnięte konsekwencje wobec osób, które dopuściły się zaniedbań”, ale nie przyłączy się do wniosku Konfederacji o powołanie komisji śledczej ds. zaniedbań związanych z powodzią.
Wyliczając wszystkie „powodziowe” grzechy ekipy rządzącej Błaszczak przypomniał, że zgodnie ze słowami komisarza ds. zarządzania kryzysowego Janeza Lenarczicza Komisja Europejska alarmowała kraje członkowskie w sprawie powodzi już od 10 września.
- Co wówczas robił Donald Tusk? Zajmował się walczącą demokracją. Mówił o rozliczeniach. Realizował w praktyce teorię ośmiu gwiazdek - tłumaczył polityk.
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Mariuszowi Błaszczakowi wtórował poseł Zbigniew Bogucki, który podkreślał, że odkąd pojawiły się ostrzeżenia ze strony KE, rząd nie wykorzystał „ani jednego z podstawowych instrumentów, które daje również wspólnota europejska, a więc możliwości budowania rzetelnych map i przewidywania tego, co się wydarzy”.
- Przez dziewięć długich dni byli jak dzieci we mgle. Czy tak działa zarządzanie kryzysowe? -zapytał. - Mamy doskonałą świadomość tego, że tych wielkich mas wody nie powstrzymałby nikt, bo to jest wielka siła żywiołu, wielka siła natury i to nie jest przedmiotem naszego zarzutu. My czynimy zarzuty z tego powodu, że zarządzanie kryzysowe, którym dowodzi Donald Tusk, jest w totalnej rozsypce - ocenił polityk PiS.
Tymczasem, jak podkreślał Bogucki, „gdyby mieszkańcy wiedzieli, że stan jest tak poważny, jak wskazywały te alerty europejskie, to przecież wyjechaliby z tych terenów”.
- Dlaczego tego nie zrobili? Bo Donald Tusk mówił, że prognozy nie są przesadnie alarmujące, bo mówił, że będą lokalne podtopienia - wskazał.
Poseł ocenił także, że premier powinien przekazać dowodzenie komuś, „kto jest kompetentny i ma wiedzę o zarządzaniu kryzysowym”.
Donald Tusk zdaje się na zaczepki PiS, czy wręcz oskarżenia, nie reagować.
„Bolą Was niektóre komentarze w mediach i szczucie PiS? Niepotrzebnie. Dziś liczą się tylko skuteczna pomoc, ludzka solidarność i bezpieczeństwo mieszkańców. Ważne jest, co kto robi, nie co kto mówi” - napisał tylko na portalu X.
Wcześniej stwierdził, że spodziewał się takiej krytyki i nie robi ona na nim żadnego wrażenia.
- Ja mam poważne rzeczy do roboty. Mamy taką opozycję, jaką mamy - stwierdził.
Burzliwa debata w Sejmie
Ta opozycja dała o sobie znać także podczas sejmowej debaty na temat działań podjętych w czasie powodzi. Wypowiedzi posłów, a raczej awanturę, poprzedziła minuta ciszy dla jej ofiar. Potem zaczęło się na dobre.
Posłowie PiS zaciekle atakowali ministrów i premiera. Poseł Przemysław Czarnek stwierdził nawet, że Donald Tusk odpowie karnie za to, co robił, a raczej, czego nie zrobił, podczas powodzi.
- Dlaczego pan, panie premierze, wiedząc 10 września, wiedząc, że idzie fala, nie ostrzegł Polaków? Dlaczego 13 września okłamał pan Polaków, że nie ma powodów do paniki? Dlaczego pan spowodował katastrofalne straty dla hurtowników, właścicieli sklepów, salonów fryzjerskich, bo kłamał pan, że nie trzeba się ewakuować, bo nie ma powodów do paniki. I to jest zaniedbanie, za które pan, panie premierze, odpowie prawno-karnie bez względu na to, jaką hucpę dzisiaj urządziliście - krzyczał poseł PiS Przemysław Czarnek.
Na mównicy sejmowej pojawiali się poseł Marcin Ociepa, Janusz Kowalski, posłanka Elżbieta Witek. Mateusz Morawiecki podnosił, że opozycja musi patrzeć na ręce rządzących i informować o błędach, które „kosztowały ludzi mienie, kosztowały zdrowie, a może nawet kosztowały życie”.
To nie była merytoryczna dyskusja, w każdym razie niewiele z sejmowej debaty wynikało. - Tak jest z wami, że na każdym nieszczęściu chcecie robić politykę bez względu na to, czy jesteście w opozycji, czy rządzicie - stwierdził Zbigniew Konwiński z Koalicji Obywatelskiej. I dodał, że w ciężkich czasach test zdaje także opozycja, która w tym wypadku test oblała, bo nie umiała zachować się przyzwoicie.
Potem przywołał dane, z których wynika, że w jednym roku przez lata rządów w 2007-2015 Koalicja miała wybudować więcej wałów przeciwpowodziowych niż PiS przez osiem lat swoich rządów.
- Robiliście wały zamiast je budować - zakończył.
No dobrze, a więc po kolei.
Czy opozycja słusznie krytykuje rząd? Co poszło nie tak?
O tym, że nad Polskę nadciąga niż genueński, potem nazwany cyklonem, meteorolodzy ostrzegali na długo przed powodzią.
- W czwartek do Polski może dotrzeć niż bardzo „zasobny” w wodę. To oznacza, że na południu kraju opadów może być naprawdę bardzo dużo - tłumaczył Grzegorz Walijewski, hydrolog i rzecznik prasowy IMGW, w rozmowie z serwisem next.gazeta.pl. Wskazał też, że jeśli niż zostanie „zablokowany” - a tak się w rzeczywistości stało, bo niż genueński został zatrzymany nad Polską przez dwa wyże - deszcz będzie padał intensywnie i długo w jednym miejscu, a to z kolei może prowadzić do tak zwanych powodzi błyskawicznych.
Następnego dnia Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) wydał zresztą komunikat, który brzmiał niemal identycznie jak słowa Walijewskiego.
„Od czwartku na południowym zachodzie kraju, a następnie na południu Polski mogą wystąpić bardzo wysokie sumy opadów, co skutkować będzie wzrostami poziomu wody w rzekach, a nawet powodzią w dorzeczu górnej Odry” - można było przeczytać w poście IMGW.
11 września IMGW-PIB wydało ostrzeżenia, najwyższego, trzeciego stopnia, przed intensywnymi opadami deszczu.
„Najbliższe dni przyniosą ulewne opady deszczu, zwłaszcza w południowej Polsce. Wystąpią powodzie i zalania” - wskazywano.
Te informacje musiał posiadać rząd, a przynajmniej powinien. W przestrzeni publicznej mówiło się jednak głównie o rekordowo niskim stanie wody w Wiśle. Tyle tylko, że jak tłumaczy w rozmowie z next.gazeta.pl dr Sebastian Szklarek z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk, autor bloga Świat wody „zagrożenia powodziowego nie ocenia się na podstawie tego, czy są wysokie stany na rzekach, czy nie”.
Mimo to, 13 września Donald Tusk podczas swojej wizyty we Wrocławiu uspokajał i to właśnie wytyka mu opozycja.
- Prognozy nie są przesadnie alarmujące. Nie lekceważymy oczywiście żadnego sygnału, mamy swoje doświadczenia, tu Wrocław z 1997 roku, ja pamiętam też dokładnie 2010 rok. Więc wiadomo, że nie można lekceważyć tej sytuacji, ale chcę powiedzieć, że dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w jakiejś skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju. Nie ma powodu do paniki - zapewniał premier.
Potem, w TVP Info tłumaczy się ze swoich słów.
- Tak, prognozy nie były wtedy przesadnie alarmujące. To, co było dla mnie kluczowe, to było pierwsze posiedzenie sztabu. To był piątek, 13 września, o 8 rano. (...) Ale w tej samej wypowiedzi powiedziałem, niezależnie od tego na ile te prognozy nie są przesadnie alarmujące, musimy być zmobilizowani. Bo nie ulega wątpliwości, że dojdzie do dramatycznych zdarzeń - mówił.
Żakowski porównuje do Putina
Nie tylko za wyrwane z kontekstu słowa o prognozach opozycja krytykuje rządzących, mówi też o chaosie wokół zrzutu wody przez Tauron, braku informacji (samorządowcy narzekają, że nie mieli ich chociażby od Wód Polskich), czy transmisjach z posiedzeń sztabu kryzysowego, które nazywa teatrem. Co ciekawe te transmisje nie spodobały się także publicyście Jackowi Żakowskiemu.
- Tusk sięgnął po metodę putinowską, której się w demokracjach nie stosuje. No nie ma tak, że jak jest powódź w Stanach, to prezydent siedzi i ruga urzędników publicznie i to jest transmitowane. Tak nie ma w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, nigdzie. To jest typowy autorytarny model zarządzania - powiedział dziennikarz w programie TVP Info.
Do jego słów w rozmowie z Onetem odniósł się Marcin Kierwiński.
- Ocenianie tego w ten sposób, w jaki zrobił to redaktor Żakowski, jest bardzo nieuczciwe. Powiedziałbym tak: w tym przypadku ten, który nic nie ryzykuje, ocenia tego, który na bieżąco pomaga ludziom. A już porównywanie kogoś do Putina jest po prostu żenujące. Nie wiem w ogóle, skąd komuś może takie porównanie przyjść do głowy - stwierdził Kierwiński.
Transmisje z posiedzeń sztabu kryzysowego mogą się podobać lub nie, ale widz, także ten zagrożony powodzią, dostaje na nich konkretne informacje. Widzi zaplecze polityki, jej kuchnię. Owszem, na sztabach zdarzały się momenty nerwowe, premier nie zawsze był miły, ale z drugiej strony jest szefem rządu, a sytuacja była wyjątkowa, chodziło o życie i zdrowie ludzi.
Docenili to widzowie. Jak wynika z sondażu dla Wirtualnej Polski, aż 53,3 proc. wszystkich badanych uważa, że rząd poradził sobie z powodzią i usuwaniem jej skutków, zaś tylko 14,4 proc. dało ocenę negatywną.
Trudno też nie zgodzić się z Jackiem Siewierą i nie ocenić dobrze zarówno akcji ratowniczej i zaangażowania w nią służb, jak i usuwania bezpośrednich skutków powodzi. W województwach dolnośląskim, małopolskim, śląskim, lubuskim było tysiące strażaków, żołnierzy, policjantów. Prowadzili, wciąż prowadzą, akcje ratunkowe, pracują przy uprzątaniu tego, co zostało po wielkiej wodzie. Sami powodzianie przyznają, że bez ich pomocy nie udałoby się zrobić tego, co już zrobiono.
Wojskowa operacja Feniks
W poniedziałek, 23 września, ruszyła operacja Feniks, największa operacja polskiego wojska. - Jest związana z odbudową terenów popowodziowych - poinformował wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. - Na razie ma trwać do 31 grudnia, z możliwością przedłużenia - podał.
To będzie operacja wieloetapowa. Gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, jasno określił jej zakres: odbudowa, przywracanie drożności, przywracanie do stanu normalności. Będzie w nią zaangażowanych 5-6 tys. żołnierzy.
- Wojsko będzie w każdej miejscowości do tego momentu, kiedy to będzie potrzebne - zapewnił wicepremier. Tak na marginesie, Władysław Kosiniak-Kamysz jest na pewno tym ministrem, który podczas powodzi stanął na wysokości zadania: konkretny, poinformowany, stanowczy. Zapunktował Tomasz Siemoniak, szef MSWiA, koordynator służb specjalnych. On, podobnie jak Kosiniak-Kamysz, sprawnie kierował podległymi mu służbami, był komunikatywny, zawsze tam, gdzie wymagała tego sytuacja.
Wracając jednak do odbudowy zniszczonych przez wielką wodę terenów, premier w mediach społecznościowych zapowiedział, że dla terenów poszkodowanych przez powódź powstaje plan Odbudowy Plus.
„Trwa jeszcze walka o m.in. Wrocław, Głogów i Nową Sól, ale równocześnie przygotowujemy wielki plan Odbudowy Plus. Mosty, drogi, szpitale, szkoły i domy, boiska i przedszkola - wszystko zostanie nie tylko odbudowane, ale będzie lepsze i nowocześniejsze niż przed powodzią” - przekazał na platformie X Donald Tusk.
Jaką pomoc dla powodzian oferuje rząd?
Pełnomocnikiem rządu do spraw odbudowy po powodzi został europoseł Marcin Kierwiński.
Rząd zapewnił wsparcie finansowe powodzianom. Obiecał po 10 tys. zł natychmiastowej pomocy dla osoby samotnej lub rodziny dotkniętej przez powódź, 100 tys. zł na remont mieszkania lub odbudowę pomieszczeń gospodarczych i 200 tys. zł na odbudowę budynków mieszkalnych. Premier Donald Tusk zapowiedział, że pieniądze mają być wypłacane szybko i nie będzie potrzebna do tego zmiana żadnej ustawy. Państwo weźmie też na siebie spłatę kredytów hipotecznych powodzian na rok.
- Będziemy spłacali przez 12 miesięcy raty kredytu - my jako państwo, poprzez Fundusz Wsparcia Kredytobiorców - zapowiedział szef rządu.
I tu, jeśli mówić o tych, których ta powódź zatopiła, to na pewno nie popisała się minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050, nazywana też w internecie „Minister Klęską”. Hennig-Kloska zapowiedziała, że jej resort „planuje przeznaczyć 21 mln zł w formie dotacji na pomoc dla terenów dotkniętych powodzią” i zamierza „dołożyć do dotacji pulę ok. 100 mln zł w niskooprocentowanych pożyczkach”.
Wypowiedź szefowej resortu wywołała konsternację. Pożyczki dla osób, które nierzadko straciły wszystko, co miały? Wicemarszałek Piotr Zgorzelski nazwał ją „skandaliczną”, premier „bardzo niefortunną”.
- Rozumiem, że to wkurzyło ludzi - przyznał Donald Tusk.
Kiedy czas na rozliczenia?
Czy wszystko podczas powodzi poszło tak, jak powinno? Na pewno nie, mówią o tym sami rządzący, na pewno wiele rzeczy trzeba usprawnić, zmienić, zbudować, ale ogromne zniszczenia po powodzi są także w Austrii, Czechach, Rumunii.
Według informacji WP premier wysłał sygnał, żeby szefowie państwowych instytucji, które są zaangażowane w walkę z żywiołem i pomoc ludziom, nie krytykowali się wzajemnie i nie prowadzili „podjazdowych wojenek”.
- Nikt nie powinien na siebie nadawać, bo później wychodzą takie „kwiatki”, jak spory ludzi Tauronu z Wodami Polskimi - twierdzi rozmówca WP. Ale głośno też o dymisjach, do których może dojść po powodzi, także w instytucjach państwa.
Póki co, ponoć strategia rządzących jest prosta: niech opozycja się awanturuje, nakręca, bo z krytyką rządu też można przesadzić. Najważniejsi są ludzie: ich zdrowie, życie, dobytek. Ci, którzy ucierpieli podczas powodzi, nie chcą teraz politycznych awantur, chcą pomocy, uwagi, wyciągniętej do nich ręki.
Na podsumowania i rozliczenia przyjdzie jeszcze czas.
