Po wyborach okazało się, że minister sprawiedliwości zyskał w nowym parlamencie kilkanaście dodatkowych szabel. Ale sprowadzanie tego sporu wyłącznie do personaliów, walki o wpływy jest mylące. Zbigniew Ziobro miał też poważniejszy plan polityczny: pójście jeszcze bardziej „ostro”, zaostrzenie kursu przez Zjednoczoną Prawicę, tak aby przeprowadzić w Polsce zmiany na wzór węgierski. To w tym kontekście pojawił się z jego strony pomysł zmiany premiera, zastąpienia Mateusza Morawieckiego, innym politykiem PiS, Mariuszem Błaszczakiem. To spowodowało wewnętrzny kryzys w obozie władzy, którego efektem było rozbujanie całego statku, bo dotąd nie zdarzyło się, aby ktokolwiek stawiał Jarosławowi Kaczyńskiemu takie warunki. Lider PIS, skądinąd słusznie, spacyfikował te nastroje, wychodząc z założenia, że kluczowe z punktu widzenia interesów politycznych całego obozu są przyszłoroczne wybory prezydenckie. A tuż przed nimi nie rozpoczyna się nowej rewolucji. Kaczyński miał wręcz użyć wobec Ziobry argumentu ostatecznego - jeśli nie dogadamy się, to rozwiązujemy Sejm i przeprowadzamy nowe wybory, do których idziemy oddzielnie. Jak widać, poskutkowało.
Premier Morawiecki jest gwarantem balansu między sprzecznymi koncepcjami politycznymi Ziobry i Gowina
Jeszcze to bujanie nie uspokoiło się, a już rozpoczyna się nowe. Powierzchownie spór dotyczy pomysłu likwidacji 30-krotności składki ZUS, co sprowadza się do tego, że jakieś 300 tysięcy najlepiej zarabiających Polaków oraz ich pracodawcy płaciliby wyższe składki, a do budżetu wpłynęłoby około 7 miliardów złotych, co zresztą jest już w tym budżecie zaplanowane. Przed wyborami ten pomysł został oprotestowany przez Jarosława Gowina i polityków jego partii, Porozumienia. Teraz, gdy ten projekt przybrał formę już konkretnego projektu ustawy, politycy Porozumienia grożą, że zagłosują przeciwko niemu. I znów - niech nikogo nie myli, że chodzi wyłącznie o likwidację limitu. Gowin chce czegoś więcej, przeciągnąć obóz władzy w drugą stronę niż Ziobro, jemu marzy się prawica odzyskująca klasę średnią. To nie jest do pogodzenia choćby z telewizją Jacka Kurskiego, stąd nieprzypadkowo Gowin uchodzi za jednego z jego głównych antagonistów. Ten konflikt zaczyna przybierać formę strukturalną, a batalia o likwidację limitu składem może podzielić sam obóz władzy, a niezależnie jak się to skończy, drugiej kadencji rządów PiS, podejrzewam, że jeszcze nieraz usłyszymy o różnicach wewnętrznych, zwłaszcza już po wyborach prezydenckich.
Właśnie w tym kontekście warto spojrzeć na nowy skład rządu Mateusza Morawieckiego. Bo choć zostały jakoś zaspokojone większe apetyty Ziobry i Gowina, to właśnie Morawiecki wchodzi w nową kadencję wzmocniony. To widać w nowych nazwiskach ministrów. Oczywiście, wzmocnienie Morawieckiego jest efektem decyzji samego prezesa Kaczyńskiego, ale to też kolejny sygnał, że to premier jest gwarantem balansu między sprzecznymi koncepcjami politycznymi Ziobry i Gowina.
POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:
