Warto zauważyć, że do grona ciemnogrodu, ośmielającego wątpić się w rosyjską wersję wydarzeń 10 kwietnia 2010 dołączył sam Zełeński, który wprost mówił, podczas niedawnej wizyty w Polsce, o odpowiedzialności Putina za tę tragedię. Co ciekawe, akurat w jego wypadku ci politycy i media, którzy normalnie są gotowi jako pierwsi wzywać do ukamieniowania kogoś, kto ośmiela się wyrażać tak oszołomskie opinie, tym razem milczą. Pozwolę sobie zostawić czytelnikom odpowiedź na pytanie, skąd ta różnica w podejściu?
Przy tej okazji warto jednak przypomnieć sytuację sprzed kilku miesięcy, wydającą się, na pierwszy rzut oka, nie aż tak istotna, niemniej pokazująca, jak korzystna jest dla Putina narracja, jaką w kwestii Smoleńska usiłuje sprzedać Polakom Platforma. Wydarzenie, o którym warto przypomnieć przy okazji dzisiejszych obchodów jest awantura, jaką urządziła partia Tuska przy okazji głosowania nad przyjęciem przez sejm uchwały o uznaniu Rosji za państwo sponsorujące terroryzm. Miało to miejsce w grudniu 2022. W tym czasie ujawniane były kolejne potworności, do których posunęła się Moskwa się na Ukrainie, tortury, masowe groby, domy kaźni dla małych dzieci.
Deklarowanym powodem, mającym usprawiedliwiać rozpętaną przez totalną opozycję awanturę, była poprawka do wspomnianej uchwały, w której czytamy” „Federacja Rosyjska jest bezpośrednio odpowiedzialna za zestrzelenie samolotu malezyjskich linii lotniczych (lot MH17) w lipcu 2014 r., kiedy to zginęło 298 pasażerów i członków załogi, oraz za katastrofę samolotu polskich sił powietrznych (lot 101) w Smoleńsku (Rosja) w kwietniu 2010 r., w której zginęło 96 osób znajdujących się na pokładzie, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński, urzędnicy polskiego rządu, wysocy rangą dowódcy wojsk polskiego i NATO oraz członkowie polskiego parlamentu”.
Faktycznie skandal?
Przytoczone słowa tak „zdenerwowały” posłów PO, że zerwali oni kworum sejmowe, robiąc wszystko, by całość uchwały została zaprzepaszczona. W ten sposób, poza wszystkim, po raz kolejny pokazali Putinowi, że nawet w takiej kwestii są oni gotowi zrezygnować ze wspólnego front, zamiast tego wybierając konflikt. Był to wyraźny sygnał dla dyktatora, w jaki sposób, jeśli zajdzie taka potrzeba, może manipulować polską debatą publiczną. Jak sami posłowie opozycji tłumaczyli się ze swojego postępowania, które mogło się skończyć w ten sposób, że w świat poszedłby przekaz, iż Polska odrzuciła uchwałę uznającą Rosję za państwo wspierające terroryzm, i to w momencie ujawniania jej największych zbrodni w Ukrainie? Niestety, głównie za pomocą manipulacji.
Po pierwsze stwierdzili, że poprzez tę poprawkę, Polska jednoznacznie potwierdziła tezę zamachu. Tyle że, jeśli wczytać się w jej treść, nic takiego z niej nie wynika. Nie ma mowy o eksplozji czy, jak w przypadku malezyjskiego samolotu, zestrzeleniu, jest tylko określenie „katastrofa”. Co więcej, już dawno zostało udowodnione, że, pomijając nawet kwestię intencjonalnego działania, błędy i zaniechania ze strony rosyjskich kontrolerów miały na pewno kluczowy udział w niewłaściwym rozpoznaniu przez naszych pilotów sytuacji owego tragicznego dnia. Mówimy w tym momencie o najłagodniejszej dla Rosji interpretacji wydarzeń 10 kwietnia 2010. Co więcej, także nasz wymiar sprawiedliwości potwierdził tę wersję, decydując się na wydanie tymczasowego nakazu aresztowania dla trójki rosyjskich kontrolerów lotu.
POwski odruch Pawłowa
Argumenty, jakimi PO zaczęła wtedy obrzucać Prawo i Sprawiedliwość, znamy od lat. Okazało się, w opinii jej posłów i związanych z nimi mediów, że mamy do czynienia z działaniem na rzecz Putina. Zresztą w ten sposób opisywane jest przez nich każde działanie i wypowiedź sugerujące najmniejszą nawet możliwość, że w Smoleńsku nie doszło do normalnej katastrofy. Na tej zasadzie warto zauważyć, że największym agentem Rosji jest prezydent Zelensky i jego środowisko, które wprost mówi dziś o odpowiedzialności Putina za 10 kwietnia 2010, wprost używa określenia zamach. Tak samo zresztą jak wielu polityków UE, Wielkiej Brytanii czy USA. Zostawmy jednak z boku analizę, czy oni też są „rosyjskimi agentami”. Zwłaszcza że, powtórzmy, nawet tego nie było w poprawce, która tak rozjuszyła totalną opozycję.
Pytanie więc, co stało za takim jej zachowaniem, czemu, w nawet wydawałoby się tak oczywistej sprawie, jak zbrodnicze działania Rosji, zdecydowała się na opisywaną manipulację, żeby na jej podstawie móc urządzić kolejną awanturę polityczną? Dwa główne powody są dość oczywiste. Po pierwsze Platforma uwielbia „rozkręcać” awanturę wokół Smoleńska. Tak jak widzimy to dziś, tak mieliśmy tego przykład wtedy. PO wie, że jest to idealny „zapalnik”, za pomocą jest w stanie pobudzić swój twardy elektorat. Smoleńsk wywołuje wśród zwolenników PO rodzaj odruchu Pawłowa, natychmiast wywołując ich podniecenie, mobilizując ich, intensyfikując polską debatę publiczną.
Po drugie, nawet najłagodniejsza dla Rosji wersja tego, co się stało w Smoleńsku, czyli że, w sposób nieintencjonalny, rosyjscy kontrolerzy lotu wprowadzili w błąd polskich pilotów, jest potężnym oskarżeniem wobec PO i całości jej zachowania po 10 kwietnia 2010. Pokazuje cały szereg radykalnych pomyłek politycznych, jakie, w sprawie tak krytycznej dla naszego państwa, popełniali, jak chociażby oddanie śledztwa Moskwie czy powielanie jej propagandy, z atakiem na polskich dowódców na czele.
Zainfekować strachem…
Wszystko jednak wskazuje na to, że jest jeszcze jeden powód, najistotniejszy. Platforma, wtedy, w grudniu 2022, użyła argumentu o wpychaniu Polski w konflikt ukraińsko- rosyjski. Zacytujmy tu po prostu słowa Budki, „Macierewicz z Kaczyńskim chce wciągnąć Polskę do wojny z Rosją”. Oczywiście głupota tej tezy poraża. Wizja, że dla Rosji kluczową kwestią w konflikcie z Polską będzie poprawka do sejmowej uchwały, ważniejszą niż chociażby niesamowite wsparcie militarne i finansowe, jakie nasz kraj dostarczył Ukrainę, bądź fakt, że Polska jest najważniejszym sojusznikiem Kijowa w UE, jest tak samo durne wtedy jak i dziś. Nie o logikę chodziło jednak Budce i reszcie PO, tylko o podsycanie w społeczeństwie polskim strachu. Sprawdzali, czy mogą powtórzyć manewr, który przyniósł im zwycięstwo narracyjne w 2010.
To, że PO udało się wtedy „wytłumaczyć” społeczeństwu ich własną amatorszczyznę, szereg absolutnie kuriozalnych decyzji politycznych podjętych w kwestii Smoleńska, skutkujących tym, że Rosja mogła miesiącami robić co chciała, jeśli chodzi o „śledztwo”, zrezygnowanie z jakichkolwiek, realnie suwerennych działań w tej materii, okazało się możliwe tylko poprzez strach, jaki zdołali obudzić w Polakach w relacji z Rosją. Tłumaczyli wtedy, że lepiej Moskwy nie prowokować, lepiej nie mówić i nie domagać się zbyt głośno tego, co nam się, zgodnie z prawem międzynarodowym, należało, bo nie wiadomo, jak to potężne mocarstwo może zareagować. Wtedy też nagminnym argumentem PO było stwierdzenie, że PiS chcę wojny z Putinem. PO nie zapomniała o tamtym „sukcesie”.
Opisywana „awantura” o poprawkę, sprzed kilku miesięcy, jest tego idealnym przykładem. Niemniej jest to stały element narracji PO, trwający de facto od początku pełnoskalowej inwazji Putina na Ukrainę. Oczywiście Platforma, na ten moment, nie może wejść w mocno antyukraińską retorykę, głównie z powodu nastrojów panujących w UE. Ma jednak świadomość, że sytuacja może się zmienić, zwłaszcza im więcej ta wojna będzie kosztować Unię i realnie wpływać na życie jej obywateli. Czekając na to rozczarowanie, na opadnięcie proukraińskich nastrojów, PO przygotowała propagandowe działa. Za ich pomocą zaatakuje PiS, wskazując go za winnego wszystkiemu, co się dzieje, uznając odpowiedzialność tej partii za kryzys, za wojnę i jej skutki.
Wróci narracja, jaką znamy właśnie z 2010. Że PiS prowokuje, macha szabelką, szarżował z motyką na słońce, podczas gdy trzeba było się dogadać. Platforma czeka, aż wróci strach przed konsekwencjami, przed Moskwą. Niestety, może okazać się to politycznie skuteczne. Jednocześnie jednak nie ma nic wspólnego z polską racją stanu.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
