Zwycięstwo drewnianych armat, a potem kosynierów

Bolesław Bezeg
Bolesław Bezeg
160 lat temu pod Świętym Krzyżem powstańcy styczniowi pokonali liczniejszych Rosjan, zaskakując ich improwizowaną artylerią.

Pomimo braku polskich regularnych sił zbrojnych, powstańcy styczniowi stoczyli od stycznia 1863 r. do maja roku 1865 około 1200 większych bitew i mniejszych potyczek. Historycy lubią do epopei powstania styczniowego doliczać jako swoisty epilog powstanie zabajkalskie – czterodniowy zryw polskich 700 zesłańców, ale o nim opowiemy innym razem.

Dwukrotnie Ziemia Świętokrzyska podczas powstania styczniowego stała się areną największych walk. Epizody te składają się w klamrę, bowiem w tych właśnie dwóch momentach powstańcze wojsko miało największe szanse na rozbudowę w regularną armię, co było celem wysiłków militarnych powstańczego rządu.

Pierwsza szansa pojawiła się w lutym 1863 r. gdy dowodzący powstańczymi oddziałami na Ziemi Świętokrzyskiej Marian Langiewicz zgromadził blisko 3000 ludzi. Druga szansa zdarzyła się niemal dokładnie w rok później, gdy generał Józef Hauke-Bosak zorganizował na terenie województw krakowskiego, sandomierskiego i kaliskiego II Korpus Krakowski.

Węgier zwalczający Węgrów i Polaków

Ciekawostką jest, że obie te szanse zniweczył rosyjski generał węgierskiego pochodzenia Ksawery Czengiery, dowodzący rosyjskimi wojskami w rejonie Ziemi Świętokrzyskiej.

Czengiery był synem węgierskiego emigranta, który w początkach XIX w. uciekł spod panowania Habsburgów do leżącej na terenie imperium rosyjskiego części Ukrainy, gdzie resztę życia pracował jako zarządca dóbr książąt Sanguszków. Pochodzący z siedmiogrodzkiej szlachty ojciec przyszłego rosyjskiego generała– Józef Csengery, jak wielu Węgrów osiadając na ziemiach, gdzie elity były polskie, postanowił spolonizować swoją rodzinę, m.in. nadając synowi polskie imię Ksawery.

Jak się okazało syn nie tyle się spolonizował, co zrusyfikował. Walczył ofiarnie w rosyjskich szeregach zarówno z Węgrami jak i z Polakami. Wykształcony w ochotniczej Szlacheckiej Szkole Wojennej w Petersburgu, w latach 1848-49 odznaczył się podczas rosyjskiej interwencji w Siedmiogrodzie, gdzie walczył z węgierskimi powstańcami, w tym z generałem Józefem Bemem. Doświadczenia tam zdobyte, jak się okazało skutecznie, wykorzystał podczas zwalczania polskich powstańców w latach 1863-64.

Świętokrzyska ostoja

Nieprzypadkowo obie najpoważniejsze próby zorganizowania dużych jednostek wojsk powstańczych związane były z Górami Świętokrzyskimi. Choć nie są to najwyższe polskie góry, to jednak ich okolice są na tyle niedostępne, zalesione i rozległe, by utrudniało to wojskom okupacyjnym wykorzystanie przewagi liczebnej w manewrach na dużą skalę.

Dość powiedzieć, że zalety ukształtowania Ziemi Świętokrzyskiej dostrzegano także podczas II wojny światowej, kiedy to jeden z sensowniejszych planów powszechnego antyniemieckiego powstania, zakładał właśnie opanowanie Gór Świętokrzyskich, stworzenie tam obozu warownego i zrzucenie w jego rejonie sformowanej w Wielkiej Brytanii polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Wróćmy jednak do powstania styczniowego.

Świetne początki Langiewicza

Już w styczniu 1863 r. dowódca wojsk powstańczych w rejonie Gór Świętokrzyskich pułkownik Marian Langiewicz – były pruski oficer artylerii, a potem towarzysz Garibaldiego w desancie na Sycylię i wykładowca jednosezonowej polskiej szkoły wojskowej w Paryżu - zorganizował w klasztorze cystersów w Wąchocku powstańczą bazę, na którą składały się: sztab, kancelaria, baza medyczna, mała fabryka broni i drukarnia.

Klasztor stał się też zapleczem dla formowania i zaopatrywania powstańczych oddziałów. W oparciu o tę bazę Langiewicz sformował pierwsze aspirujące do regularności oddziały kawalerii, piechoty, kosynierów i jednostki służb pomocniczych.

Jego siły systematycznie rosły, a jego żołnierze wiarę w zwycięstwo czerpali z dokonanych już pierwszego dnia powstania trzech zwycięskich ataków na rosyjskie oddziały w Jedlni, Bodzentynie i Szydłowcu.

Obóz w Wąchocku szybko zdobył sławę, która przekraczała rozbiorowe granice. Liczni patrioci z zaboru austriackiego, w tym słynny malarz Jan Matejko, zaczęli przemycać do Wąchocka broń dla powstańców. Nic zatem dziwnego, że o znaczeniu wąchockiego klasztoru dowiedział się także wówczas jeszcze pułkownik Konstanty Czengiery, który na czele 3000 rosyjskich żołnierzy ruszył na Wąchock.

Rosjanie jak zawsze

Langiewicz, który nie zaniedbał także organizacji sieci placówek wywiadowczych w terenie, został w porę ostrzeżony o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Sprawnie przeprowadził ewakuację powstańczej bazy i czekał na wroga. 2 lutego, po stoczeniu niezbyt zaciętej bitwy, w której stracił 3 zabitych i 11 rannych, oddział Langiewicza oderwał się od nieprzyjaciela i wycofał się najpierw w okolice Bodzentyna, a potem w rejon Nowej Słupi.

W ślad za wycofującymi się powstańcami, z Wąchocka uciekła także większość mieszkańców. Ci co nie uciekli, wkrótce stali się ofiarami morderstw, gwałtów i rabunków, których w Wąchocku tradycyjnie dopuścili się rosyjscy żołnierze wobec ludności cywilnej.

Tymczasem pułkownik Langiewicz podzielił swoje powstańcze wojsko na dwa oddziały i założył dwa obozy – u podnóża góry Święty Krzyż – na przedmieściach miasteczka Nowa Słupia oraz na Świętym Krzyżu - w dawnym klasztorze benedyktynów.

Początkowo Rosjanie nie wiedzieli gdzie szukać powstańców, podjęli więc marsze mniejszymi oddziałami w różnych kierunkach by natrafić na ślad. Nie było to trudne, bo wieść o postoju Langiewicza na Świętym Krzyżu obiegła okolicę, bowiem do obozu zdążały grupki ochotników z różnych stron.

W tym czasie dotarł tam między innymi student Instytutu Politechnicznego w Puławach Adam Chmielowski, późniejszy brat Albert, dziś święty Kościoła Katolickiego, który lata gimnazjalne spędził w petersburskim Korpusie Kadetów zdobywając bezcenne w powstaniu wykształcenie wojskowe.

Bitwa pod Świętym Krzyżem

12 lutego 1863 roku około godz. 9.00 dowodzone przez Czengierego rosyjskie oddziały w liczbie około 1200 ludzi zaatakowały równocześnie oba powstańcze obozy. Tym razem powstańcy zostali zaskoczeni, ale niewiele to Rosjanom pomogło. Choć w obu obozach było w tym momencie około 1000 powstańców i tylko około jednej dziesiątej z nich miało broń palną, to szybko opanowano zamieszanie i rozpoczęła się klasyczna wymiana ognia.

Atutem powstańców było bardzo dobre położenie obu obozów. Klasztor otoczony był solidnym kamiennym murem, który dawał powstańczym strzelcom dogodną pozycję. Powstańcy z dolnego obozu zajęli pozycje w zaroślach na skraju lasu. Dodatkowo podejście do dolnego obozu ubezpieczył Langiewicz dwoma drewnianymi armatami wykonanymi kilka dni wcześniej w wąchockiej fabryczce.

To właśnie wykonana w kulminacyjnym momencie salwa z tych dwóch armat zatrzymała generalny szturm Rosjan, którzy absolutnie nie spodziewali się, że powstańcy mogą dysponować artylerią i na Święty Krzyż swoich armat nie przyprowadzili. Na skonsternowanych jegrów Langiewicz wysłał dwa oddziały kosynierów, którzy pędząc z nastawionymi bojowo kosami na zdezorientowanych Rosjan, ostatecznie zdruzgotali ich morale.

Straty powstańców wyniosły 18 zabitych. Rosjanie zostawili na polu bitwy około 60 poległych, a w pobliskich wsiach zarekwirowali kilkadziesiąt wozów do ewakuowania swoich rannych.

Choć zwycięstwo wydawało się być błyskotliwym, Langiewicz zdawał sobie sprawę, że jeśli powstańcy pozostaną w obozach na Świętym Krzyżu, wkrótce mogą się spodziewać powrotu Rosjan w znacznie większej sile i z artylerią. Toteż następnego dnia rankiem powstańcy opuścili Święty Krzyż i wyruszyli w stronę Staszowa.

Skąd pomysł na drewniane armaty?

Choć dziś pomysł wykonania armatniej lufy z drewna wydaje nam się absurdalny, a i żołnierze Langiewicza początkowo śmiali się ze swoich drewnianych kartaczownic, to wcale nie było to takim dziwnym pomysłem.

Zapewne każdy słyszał, że proch wymyślono w Chinach w IX wieku. Natomiast mało kto wie, że pierwsza broń palna była wykonywana z bambusowych rur i początkowo były to jednorazowe wyrzutnie kamiennych pocisków. Wkrótce bambusowe lufy zaczęto wzmacniać poprzez gęste owijanie sznurkiem lub metalowymi obręczami, dopiero znacznie później wynaleziono lufy metalowe.

Zapewne o tych azjatyckich doświadczeniach nic nie wiedzieli europejscy wynalazcy drewnianych armatnich luf, niemniej od czasu do czasu znajdujemy ich ślady w różnych częściach Europy. Miało to miejsce zwykle podczas powstań, gdy bojownicy nie mieli dostępu do odpowiednich materiałów lub technologii pozwalających na wytwarzanie luf metalowych wielokrotnego użytku. Drewniane lufy zwykle po paru strzałach pękały.

W Polsce po raz pierwszy pojawiły się w XVII w. jako uzbrojenie chłopskich powstańców na Podhalu, w bitwie pod Nowym Targiem. Kronikarze donoszą o dwóch salwach chłopskiej artylerii. Po stłumieniu buntu oficerowie królewscy z ciekawością oglądając dwie zdobyte drewniane armaty odnotowali, że wykonano je z wydrążonych bukowych pni, a konstrukcję luf wzmocniono żelaznymi obręczami.

Podobnych armat na większą skalę używała przeciwko interweniującym na Węgrzech Rosjanom, dowodzona przez generała Józefa Bema powstańcza armia Siedmiogrodu, podczas węgierskiej Wiosny Ludów. Pomysłowość i artyleryjska praktyka Józefa Bema sprawiła, że wykonywane pod jego kierunkiem drewniane armaty zwykle wytrzymywały cztery wystrzały, co było rekordowym wynikiem.

W tym samym czasie polski oddział partyzancki używając 40 jednorazowych bukowych kartaczownic obronił przed austriackimi oddziałami przełęcz w rejonie Komańczy.

Ostatnim znanym powszechnie przykładem użycia drewnianej armaty był epizod z roku 1876 mający miejsce w Bułgarii, gdzie wybuchło wówczas powstanie przeciwko Turkom. Trzy salwy z drewnianej armaty miano oddać do tureckich żołnierzy podczas oblężenia miasta Pangujuriszte. Niestety przy trzecim strzale lufa pękła i Turcy wkrótce zdobyli miasto.

Palma pierwszeństwa w produkcji improwizowanej broni musi chyba pozostać przy Powstańcach Warszawskich, którzy produkowali na masową skalę granaty z rur kanalizacyjnych, a do wystrzeliwania ich na większe odległości granatnik wykonali z kolejowego resora.

Polecjaka Google News - Portal i.pl

rs

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl