Paweł Siennicki: To zapowiedź katastrofy w kampanii prezydenta

Paweł Siennicki
Paweł Siennicki
fot. Bartek Syta
Bardzo pouczające są rozmowy z byłymi politykami. I zawsze bardzo są one podobne do siebie. Zawsze to studium tego samego przypadku. O zatracaniu się w pysze i następującym później upadku. Kiedyś rozmawiałem z Leszkiem Millerem o jego czasach triumfu i upadku. A przecież jest to człowiek, który w polityce był wańką-wstańką, więc powinien być zahartowany. Opowiadał, że - będąc premierem - czuł się jak marynarz w okręcie pod-wodnym schodzącym coraz głębiej i głębiej. Miał coraz mniej kontaktów z „normalnym” światem, coraz mniej bodźców spoza bańki, w jakiej żył, i coraz mniej rzeczy do niego docierało.

Utkwiło mi to porównanie z okrętem podwodnym. Ale jeszcze bardziej zastanawiająca jest swoista prawidłowość koła w cyklu życia polityków. Zawsze ten scenariusz jest powtarzany. Na początku mają bardzo wrażliwy słuch społeczny, więc wygrywają. A jeśli kolejny raz wygrają, zaczynają być coraz mocniej przekonani o własnej nieomylności. Więc dochodzą do wniosku, że wystarczy słuchać samych siebie. Proszę zwrócić uwagę, jak wielu polityków jest zakochanych we własnym głosie. Mówią jak natchnieni, jakby wygłaszali Kazanie na górze, które powinno być natychmiast umieszczone w Ewangelii.

Piszę o tym, bo jestem przekonany, że tajemnica sukcesu w polityce sprowadza się do utrzymywania balansu między bańką, w której zawsze znajduje się każda władza, a kontaktem z rzeczywistością. Trzymając się porównania z okrętem podwodnym - niebezpiecznie jest schodzić poniżej głębokości peryskopowej.

Jeszcze większy jest problem z kandydatem, jeśli nie rozumie, że współpracowników trzeba starannie sprawdzać i dobierać

Te dość długie rozważania o mechanice sukcesu i upadku poczyniłem dlatego, bo mam wrażenie bardzo głębokiego zanurzenia prezydenta Andrzeja Dudy i jego otoczenia. Mimo że żaden polski polityk nie odbył tylu spotkań z wyborcami, co urzędujący prezydent. Tyle tylko, że uściśnięcie setek dłoni na rynku i zrobienie kilkudziesięciu selfie nie oznacza automatycznego przyrostu poziomu pokory. Chodzi mi o przypadek szefowej jego kampanii, pani mecenas Jolanty Turczynowicz-Kieryłło. Decyzja o powierzeniu tak kluczowej w sztabie funkcji osobie, w której przeszłości i karierze zawodowej są kłopotliwe fakty i zdarzenia, była bardzo odważna. Jak przynajmniej staram się zrozumieć intencje prezydenta i jego otoczenia, musiał im przyświecać zamysł sięgnięcia po nową twarz w polityce, może odświeżenia wizerunku otoczenia prezydenta, a może stały za tym nadzieje, że dzięki pani mecenas uda się pozyskać nowych wyborców.

To, jak się okazuje, było dość naiwne, a efekt jest katastrofalny. Pani szefowa kampanii na początku najpierw odwróciła uwagę od swojego kandydata, skupiając ją na sobie, a to, co nastąpiło później, bardziej szkodzi niż pomaga. Szef kampanii, który ma własny problem z wizerunkiem, to również zwiastun dużych problemów w przyszłości. Ale jeszcze większy jest problem z samym kandydatem, jeśli nie rozumie, że współpracowników trzeba starannie sprawdzać i dobierać. Skutkiem w przypadku prezydenta Dudy, który dotąd bardzo starannie dobierał swoich współpracowników, jest przekonanie o bardzo słabym starcie jego kampanii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl