Wojna domowa w Libii, wojna domowa w Sudanie, wojna domowa w Republice Środkowoafrykańskiej, walki z dżihadystami w Mali, Burkina Faso, pucz w Nigrze. Wszędzie są lub będą wagnerowcy. Szykuje się wojna ECOWAS z Nigrem i być może Mali, tudzież Burkina Faso. Na dodatek coś zaczyna się dziać na pograniczu Czadu i Libii - sąsiadów Nigru, przy czym Czad jest profrancuski i może być ważny w inwazji na Niger. Czy to więc przypadek, że dochodzi teraz właśnie do starć armii rządowej z rebeliantami FACT – tak się składa, że mającymi obozy na południu Libii i od dawna współpracującymi z wagnerowcami? Im większy chaos, im więcej krwi w Afryce, tym lepiej dla Prigożyna, ambicji jego i Kremla.
Afrykańska junta lepsza od Łukaszenki
Publikacja nagrania, na którym Jewgienij Prigożyn mówi, że znajduje się w Afryce w gronie wagnerowców, może potwierdzać opinie, które pojawiły się zaraz po nieudanym buncie najemników i porozumieniu, na mocy którego mieli się oni przenieść na Białoruś. Już wtedy nie brakowało głosów, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Jeśli nawet jakaś część wagnerowców będzie działać w przymierzu z Łukaszenką, to ich bazy na Białorusi będą pełnić raczej funkcje choćby ośrodka w Mołkino w rosyjskim Kraju Krasnodarskim. Białoruś może okazać się zapleczem logistycznym, miejscem szkolenia i rotacji najemników, których główne misje będą się wciąż odbywać w Afryce.
Źródła ukraińskie mówią, że ostatnio liczba wagnerowców na Białorusi spadła z 5,8 tys. do 4,4 tys. Część z tych 1,4 tys. najemników miała wyjechać do Afryki. Powód? Najczęściej wskazuje się na kwestie finansowe. Oczywiście najemnicy dostają żołd od Prigożyna, ale też istotnym dodatkowym źródłem dochodu miała być praca dla białoruskiego reżimu. Choćby szkolenie żołnierzy. Podobno Łukaszenka płaci jednak za to gorzej niż afrykańscy dyktatorzy.
Na wspomnianym nagraniu, opublikowanym przez media społecznościowe związane z Grupą Wagnera w poniedziałek, Prigożyn występuje w polowym uniformie, z bronią automatyczną w ręku, na tle płaskiego terenu (wygląda na część lotniska), z widocznym w tle pick-upem, typowym środkiem transportu rebeliantów, żołnierzy czy najemników w Afryce i grupą wagnerowców.
- Grupa Wagnera prowadzi działania zwiadowczo-poszukiwawcze. Czyni Rosję jeszcze większą na wszystkich kontynentach, a Afrykę – jeszcze bardziej wolną. Sprawiedliwość i szczęście dla afrykańskich narodów. Walczymy z ISIS, Al-Kaidą i innymi bandziorami – mówi Prigożyn.
Niger ostatniej szansy?
Właściwie od początku czerwcowej awantury i po jej zakończeniu, było raczej oczywiste, że Kreml czy Szojgu nie mogą ot tak odebrać Prigożynowi jego interesów w Afryce. Wpływy biznesowo-polityczne „kucharza Putina” i do tego fakt, że wagnerowcy pełnią w paru krajach rolę militarnej forpoczty Rosji, wojskowego przedstawiciela Moskwy, sprawiały, że akurat na tym froncie Prigożyn mógł czuć się pewnie.
Wygląda na to, że Putin i armia się z tym pogodzili. Stąd obecność Prigożyna w kuluarach szczytu Rosja-Afryka w St. Petersburgu pod koniec lipca i choćby wspólne zdjęcie z przedstawicielem Republiki Środkowoafrykańskiej. W tym kraju od paru lat wagnerowcy pełnią rolę swoistej gwardii osobistej prezydenta Touadery, który właśnie dopiero co zrobił referendum konstytucyjne, którego wynik, oczywiście zgodny z jego planem, pozwoli mu rządzić kolejne kadencje. W zamian za wsparcie najemników, firmy Prigożyna eksploatują w RŚA kopalnie złota i diamentów.
Może być to próba ocalenia tej formacji przed rozwiązaniem i późniejszym wycofaniu części wagnerowców z Białorusi - uważa amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW). „Zawarcie porozumienia z Nigrem może być sposobem wagnerowców na przezwyciężenie problemów kadrowych i finansowych, a także zachowanie niezależności od rosyjskiego resortu obrony” - ocenia ISW. Trudno zrozumieć, w jaki sposób kontrakt z juntą w Niamey miałby pozwolić wyjść wagnerowcom z dołka? Oczywiście byłby zastrzyk gotówki, ale przecież Grupa Wagnera regularnie dostaje pieniądze np. od Mali, Libii i Sudanu, jest też zysk z kopalni złota i diamentów. Dyskusyjna jest też teza, że wejście do Nigru miałoby w jakiś sposób zachować niezależność od rosyjskiego ministerstwa obrony. Któż miałby bowiem zaopatrzyć najemników w ciężkie uzbrojenie i zapewnić logistykę? Wydaje się, że ISW przecenia wagę ewentualnego porozumienia Wagnera z juntą nigerską, tym bardziej, że wciąż nie potwierdziły się wcześniejsze spekulacje o jakichś kontaktach i wstępnym porozumieniu (minęło od nich parę tygodni, a Rosjan w Nigrze nikt nie widział).
Zarobić w Sahelu
Jeśli Prigożynowi zależy na umowie z Nigrem (mógłby tam wtedy przerzucić parę tysięcy swych ludzi, także jeszcze tych stacjonujących na Białorusi), to ostatnie wydarzenia muszą go cieszyć. Rośnie prawdopodobieństwo zbrojnej inwazji państw ECOWAS przeciwko juncie, z drugiej strony Niger już dostał zapewnienie pomocy wojskowej od Mali i Burkina Faso, państw przyjaznych Rosji (w tym pierwszym oficjalnie są wagnerowcy, w tym drugim – nieoficjalnie). Do tego dochodzą graniczące od północy z Nigrem Algieria (przeciwna interwencji, przyjazna Moskwie, podobno nie zgodziła się na przelot francuskich oddziałów w celu interwencji w Nigrze) i Libia. W tej drugiej stacjonują wagnerowcy.
Im bardziej realna staje się wojna na Sahelu, a junta nigerska czuje się coraz bardziej zagrożona, tym większe prawdopodobieństwo szukania pomocy choćby u Prigożyna. Choć ten mówi, że misją jego najemników jest walka z dżihadystami, to wiadomo, że prawdziwym celem jest wspieranie dyktatur sprzymierzonych z Rosją (warto przypomnieć jego słowa z poniedziałkowego wystąpienia o tym, że Grupa Wagnera „czyni Rosję jeszcze większą”) za porządne wynagrodzenie. Nawet jeśli trzeba walczyć nie z jakimiś islamskimi rebeliantami, ale przedstawicielami demokratycznych państw.

lena