Rosja traci wpływy. 2022 rok w Europie Wschodniej, na Kaukazie i w Azji Środkowej

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Szczyt Wspólnoty Niepodległych Państw, 26-27 grudnia 2022, St. Petersburg
Szczyt Wspólnoty Niepodległych Państw, 26-27 grudnia 2022, St. Petersburg kremlin.ru
To był najbardziej burzliwy rok w historii przestrzeni postsowieckiej. Największy wpływ miała na to oczywiście największa po 1945 roku wojna, Rosji z Ukrainą. Ale nie brakowało też zbrojnych konfliktów i wewnętrznych kryzysów w innych regionach.

Spis treści

Dopiero co zakończony nieformalny szczyt Wspólnoty Niepodległych Państw (26-27 grudnia) w mediach głównie zaistniał dzięki pierścieniom, które podarował gościom gospodarz.

Miejsce szczytu dziewięciu przywódców byłych republik sowieckich – Sankt Petersburg – podkreśla, że to Rosja była, jest i chce nadal być hegemonem w tej organizacji, powołanej w grudniu 1991 roku w miejsce rozwiązanego Związku Sowieckiego. Ale choć był to kolejny w tym roku regionalny szczyt z udziałem tych samych przywódców, to jednak kończący się rok może przejść do historii jako początek końca dominacji Moskwy w geopolitycznej przestrzeni zajmującej zdecydowaną większość dawnego terytorium ZSRR.

Rosja i sąsiedzi

Do WNP wciąż należą Białoruś, Rosja, Armenia, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan. Z tego tworu wycofały się wcześniej Mołdawia, Ukraina, Gruzja, zaś Litwa, Łotwa i Estonia od początku szły swoją drogą. Mamy więc wciąż dziewięć byłych republik sowieckich, a od trzech dekad niepodległych państw, w WNP. Tyle że ta Wspólnota to już polityczny trup. Przypomina się tylko przy okazji takich szczytów, jak ten grudniowy w mieście nad Newą.

Tzw. świat postsowiecki już od dawna pęka i się dzieli. Inni wielcy gracze, jak choćby Chiny czy USA oraz UE, wchodzą weń coraz śmielej. Mimo to, bardzo długo rosyjski pozostawał lingua franca tego świata, zaś Moskwa wydawała się wszystkim niejako naturalnym Centrum – niezależnie od stopnia współpracy danego kraju z Rosją, niezależnie od stopnia uzależnienia ekonomicznego czy w sferze bezpieczeństwa. Jednak inwazja rosyjska na Ukrainę i wszystkie tego konsekwencje stały się wstrząsem dla wspomnianych krajów Europy Wschodniej, Kaukazu i Azji Środkowej. Pogłębiła już istniejące tam konflikty i tendencje, wywołała nowe.

Generalnie, spoglądając na ten obszar Eurazji w 2022 roku, można rzec, że Rosja rozpętała zawieruchę, której skali skutków nie da się przewidzieć. Aczkolwiek już widać erozję wpływów Moskwy w krajach i regionach tradycyjnie uznawanych – czasem nie tylko przez samych Rosjan – za jej strefę wpływów.

Wojna Rosji z Ukrainą

Nie da się nie zacząć od Europy Wschodniej i inwazji Rosji na Ukrainę. Już gdy upadał Związek Sowiecki, było oczywiste, że z punktu widzenia Kremla kluczowe będą relacje z jednej strony z Ukrainą, zaś z drugiej z Kazachstanem. Chodziło o wielkość, potencjał i położenie tych krajów. Dziś Rosja ma wojnę z Ukrainą, która wykopała rów nie do zasypania i sprawiła Moskwie śmiertelnego wroga na kolejne dziesiątki lat. Z drugiej zaś strony Rosja ma Kazachstan, którego przywódca w twarz śmieje się Putinowi, bo ma za sobą Chiny i dobre relacje z Zachodem. Putin ma zaś problemy związane z wojną.

Od stuleci wiadomo, że bez panowania nad Ukrainą, w tej czy innej formie, Rosja nie może być silnym mocarstwem. Dlatego teraz nie pozostaje jej nic innego, jak prowadzić wojnę, aż do pełnego zwycięstwa. Wiadomo, że perspektywy takiego sukcesu są dziś nieporównanie mniejsze niż 24 lutego. Szykuje się więc długa i wyczerpująca wojna, także dla Rosji. To nie może nie wpływać na jej pozycję w innych krajach regionu. Przede wszystkim negatywnie, choć są dwa kraje, gdzie przez ostatni rok Rosjanie wzmocnili swe wpływy.

Białoruś bliżej Rosji

Alaksandr Łukaszenka stał się pełnowymiarowym wasalem Kremla już w 2020 roku, gdy uratował władzę jedynie dzięki stanowisku Rosji. Od tamtej pory przyspieszyły procesy integracyjne (de facto oznaczające wchłanianie Białorusi przez Rosję), acz Łukaszenka wciąż usiłował lawirować, aby ten proces oddawania kawałek po kawałku suwerenności państwowej opóźniać. O ile Putin – którego zasadniczo sprawy ekonomiczne nudzą – nie naciskał w kwestiach takich jak ceny gazu i ropy, czy przejmowanie białoruskich przedsiębiorstw przez Rosjan, to w kwestii tak zasadniczej jak wojna z Ukrainą, nie odpuścił.

Łukaszenka musiał wpuścić na swe terytorium dziesiątki tysięcy wojsk rosyjskich, które następnie otworzyły front północny w inwazji na Ukrainę. Moskwa nie zdecydowałaby się na wojnę, nie mogą korzystać z terytorium i logistyki białoruskiej. Zwłaszcza, że scenariusz inwazji zakładał, iż to właśnie uderzenie z północy, z Białorusi, na Kijów będzie decydujące o zwycięstwie. Jak wiemy, stało się inaczej. Rosjanie wycofali się z północy Ukrainy, a następnie z Białorusi – przerzucając oddziały do Donbasu. Co nie oznaczało końca udziału Łukaszenki w wojnie. Z terenu Białorusi od miesięcy Rosjanie wystrzeliwują pociski rakietowe i drony na cele ukraińskie. To dzięki wykorzystaniu Białorusi, w mocniejszym zasięgu agresora znajduje się Ukraina Zachodnia, kluczowa dla dostarczania pomocy Zachodu Kijowowi, a zarazem droga ucieczki przed wojna dla ludności cywilnej.

Teraz Rosja znów zbiera siły na Białorusi. Ofensywa nie jest wykluczona. Być może znów na Kijów, choć nie można wykluczyć opcji uderzenia pomocniczego dla głównej ofensywy na południowym wschodzie, które miałoby doprowadzić do zajęcia Wołynia i prób odcięcia komunikacji między Polską a Ukrainą. Niedawny szczyt Rosja-Białoruś w Mińsku pokazuje też, że procesy tzw. integracji wciąż się toczą i że Mińsk jest coraz bliżej utraty resztek jakiejś samodzielności. Zaangażowanie armii białoruskiej w wojnę może wywołać bunt społeczny przeciwko Łukaszence. Wówczas Rosja zapewne po prostu rozpocznie formalną okupację Białorusi, a jakiś nowy marionetkowy rząd wzorem „separatystów” z Donbasu, Krymu czy Chersonia, poprosi o przyjęcie republiki w skład Federacji Rosyjskiej.

Gruzja i Mołdawia

Gruzji taki scenariusz oczywiście nie grozi. Co nie zmienia faktu, że faktyczny przywódca kraju, oligarcha Bidzina Iwaniszwili, od dekady konsekwentnie realizuje strategię swoistej „resowietyzacji” kraju. Która sprowadza się, mówiąc krótko, do cofania reform z czasów Saakaszwilego, faktycznej rezygnacji z dążenia do NATO i UE, ograniczania demokracji i wolności, zacieśniania więzi z Rosją. Któż by pomyślał, patrząc dziś na trzy kraje Kaukazu i ich politykę, że dekadę temu to Gruzja była absolutnym liderem przemian i kluczowym sojusznikiem Zachodu w regionie. Dziś Gruzja przyjęła 100 tys. rosyjskich „uchodźców przed mobilizacją”, kupuje na potęgę rosyjska ropę, nie przyłączyła się do sankcji, utrudnia ochotnikom udanie się na front, by walczyć z Rosjanami, oskarża Kijów, że chce ją wciągnąć w wojnę. No i jeszcze ta nieszczęsna sprawa Micheila Saakaszwilego, byłego prezydenta, który powoli umiera w gruzińskim więzieniu, a Tbilisi puszcza mimo uszu apele Ukrainy czy Zachodu w jego sprawie.

Podobny co w Gruzji scenariusz Rosja chciałaby realizować w Mołdawii. Tam pełnię władzy (pierwszy raz po 1991) ma obóz prozachodni, proreformatorski: prezydent Maia Sandu i jej partia, która ma samodzielną większość w parlamencie i sformowała rząd. Wojnę na sąsiedniej Ukrainie i wojnę energetyczną z Europą Kreml chce wykorzystać od obalenia prozachodnich władz. Partia finansowana przez człowieka oskarżanego o związki z FSB, oligarchę i przestępcę Ilana Szora (ukrywa się w Izraelu) od kilku miesięcy ulicznymi protestami i blokadami destabilizuje sytuację w Mołdawii. Ale do przejęcia władzy szykują się tradycyjni sojusznicy Moskwy, czyli socjaliści b. prezydenta Igora Dodona. Rosja korzysta jeszcze z trzech narzędzi: grozi atakiem separatystów z Naddniestrza, podburza mających autonomię Gagauzów, wreszcie odcina Mołdawii dostawy gazu (co oznacza też braki w dostawach energii elektrycznej). Ze względu na jej położenie, Zachód powinien uważnie obserwować sytuację w Mołdawii. To też problem dla Ukrainy.

Azerbejdżan skorzystał z okazji

Poza sytuacją w Gruzji, Kreml na Kaukazie nie ma innych powodów do zadowolenia. Przeciwnie. Traci szybko pozycję mediatora w konflikcie Azerbejdżanu z Armenią, a to oznacza też erozję jego pozycji kluczowego (do niedawna jedynego) zewnętrznego gracza mającego wiele do powiedzenia w regionie.Coraz śmielej poczyna sobie tutaj Turcja, ale też ważną rolę w procesie pokojowym dotyczącym Górskiego Karabachu odgrywa UE.

Dla Europy ważna jest stabilizacja Kaukazu Południowego, bo to jeden z głównych, alternatywnych dla rosyjskiego, kierunków importu ropy i gazu. Rurociągi biegną z Azerbejdżanu, bogatego w węglowodory, przez Gruzję do Turcji, i dalej na Bałkany. Bruksela zrobiła w ostatnim roku wiele dla zbliżenia stanowisk odwiecznych wrogów, Armenii i Azerbejdżanu. Nie chodzi tylko o sporny Karabach, ale też ostateczne wytyczenie i uznanie granicy oraz normalizację stosunków, w ramach których udałoby się też otworzyć i zabezpieczyć szlaki komunikacyjne z kontrolowanej wciąż przez Ormian części Górskiego Karabachu do Armenii, jak też z Azerbejdżanu do jego eksklawy nachiczewańskiej.

Wydarzenia ostatniego roku – choć burzliwe – paradoksalnie przybliżyły region do rozwiązania sporów i zaprowadzenia trwałego pokoju. Z jednej zasadniczej przyczyny. Rosji nie zależało na trwałym pokoju i dobrosąsiedzkich stosunkach Armenii i Azerbejdżanu, ale na zamrożeniu konfliktu – tak jak to było przez poprzednie blisko 30 lat. Taki stan pozwalał Moskwie odgrywać rolę arbitra między stronami. Ostatnim akordem takiej polityki było porozumienie na Kremlu zawarte przez Rosję, Azerbejdżan i Armenię, kończące tzw. II wojną karabaską (listopad 2020). Pozwoliło ono Moskwie wprowadzić do regionu parę tysięcy swych żołnierzy, a zarazem było tak zbudowane, że realizacja wszystkich punktów (co finalnie miałoby dać pokój) mogłaby trwać wiele kolejnych lat.

I pewnie by tak było, gdyby nie inwazja rosyjska na Ukrainę. Gdy się okazało, że nie będzie efektownej wiktorii, a Rosja utknęła w wojnie, Azerbejdżan postanowił wykorzystać sytuację. Kilkoma ograniczonymi terytorialnie atakami zmusił Armenię do przyspieszenia realizacji zobowiązań z 2020 r. Co z kolei uświadomiło politykom w Erywaniu, że trwająca od dekad polityka stawiania na jednego sojusznika, Rosję, już niewiele da. Stąd otwarcie Nikola Paszyniana na rozmowy z Baku, z Ankarą, na zaangażowanie UE, USA i Francji, stąd krytyczne słowa pod adresem Moskwy. W 2023 roku można spodziewać się przyspieszenia erozji wpływów Rosji w tej części Kaukazu.

Kazachstan – rozczarowanie Moskwy

Gdy w styczniu w Kazachstanie lądowały siły państwa Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) z Rosjanami na czele, by pomóc lokalnym władzom w pacyfikacji masowych protestów, wydawało się, że Moskwa wzmacnia swe wpływy w tej ogromnej republice w samym sercu Eurazji. Wszak odsunięty od realnych rządów Nursułtan Nazarbajew był tym przywódcą w WNP, który od dekad pokazywał najbardziej swą samodzielność względem Rosji. A skoro Kasym-Żomart Tokajew przejmuje pełnię władzy dzięki pomocy Kremla, to będzie musiał spłacać dług wdzięczności.

Trudno więc się dziwić wściekłości rosyjskich elit, gdy po inwazji na Ukrainę Moskwa nie zyskała wsparcia Kazachstanu, choćby słownego. Przeciwnie, choć Tokajew generalnie zachowuje neutralność, to w pewnych sytuacjach potrafi zdenerwować rosyjskich partnerów. Upokorzył publicznie Putina, a jego kraj zyskuje dużo na sankcjach nałożonych na Rosję. Tokajew może sobie pozwolić na taką politykę, bo ma pełne wsparcie Chin, a Putin z kim jak z kim, ale ze zdaniem Xi Jinpinga musi się liczyć najbardziej ze wszystkich.

Rosja traci Azję Środkową

Samodzielna polityka Kazachstanu wpływa z pewnością na inne kraje regionu. Ale nie ma co ukrywać, że kluczowe jest tu stanowisko Chin. Na jesiennym regionalnym szczycie w Samarkandzie Putin symbolicznie oddał Xi Azję Środkową. Moskwę w roli hegemona zastąpił Pekin. Zmianę ról widać w zachowaniu lokalnych liderów. Nawet Emomali Rahmon pozwolił sobie na publiczną krytykę zachowania Rosji, choć przecież to jej żołnierze wciąż strzegą granicy Tadżykistanu z Afganistanem. Najbardziej lojalnie zachowuje się prezydent Kirgistanu Sadyr Dżaparow, Uzbekistan zaś odrzucił rosyjski pomysł unii gazowej z Kazachstanem, zaś Turkmenistan tradycyjnie izoluje się, na ile można, od wszystkich i wszystkiego.

Do osłabienia pozycji Rosji w regionie na pewno przyczyniła się jej niezdolność do zapobiegania lub wygaszania lokalnych konfliktów, których w 2022 roku nie brakowało – zgodnie z zasadą, że „gdy kota nie ma…”. Choćby graniczne walki Tadżykistanu i Kirgistanu. Nie dość, że problemy z przebiegiem granic to spuścizna po Stalinie, to Rosja niewiele robiła, by pomóc to uregulować. W efekcie doszło do sytuacji, w której Tadżykistan, członek OUBZ, odwołał manewry wojsk krajów członkowskich, bo wzięłyby w nim udział oddziały innego członka OUBZ, Kirgistanu.

Autorytarni liderzy państw środkowoazjatyckich za złe Putinowi mogą mieć też ogólny niepokój, jaki ogarnął region po wybuchu wojny Rosji z Ukrainą. Problemy głównego dyktatora w świecie postsowieckim musiały mieć wpływ na pozycję dyktatorów pomniejszych. Stąd choćby protesty i zamieszki, przeradzające się wręcz w rebelie, w autonomicznych regionach Uzbekistanu (Karakałpakstan) i Tadżykistanu (Górski Badachszan). Jeśli nie można liczyć na tradycyjne wsparcie siłowe z Rosji, to trzeba szukać innego gwaranta stabilności. W Azji Środkowej są to Chiny, w mniejszym stopniu Iran, Turcja i USA. Na Kaukazie to Turcja, w drugim zaś rzędzie Zachód. W Europie Wschodniej alternatywa dla Rosji jest oczywista. Dlatego Ukraina, Białoruś i Mołdawia w końcu staną się częścią demokratycznego Zachodu – choć droga nie będzie krótka i łatwa.

od 16 lat

mm

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl